Wszystkie teksty są autorstwa autora bloga.
Co oznacza, że teksty na tym blogu nie muszą być (w pewnych kwestiach) zgodne z linią, czy oficjalnymi poglądami, naukami Kościoła Katolickiego.

Licencja tekstów na blogu: CC-BY (Creative Commons - Uznanie Autorstwa)
Jeśli jakikolwiek tekst lub fragment pojawi się na blogu, to jest oznaczony autorstwem, czy źródłem.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nawrócenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nawrócenie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Adwent - Prostujcie drogę Panu.

Kiedy przeczyta się Biblię, bardzo szybko odkrywa się, że najwięcej o drodze pisał... Dawid.
Jego psalmy przenika odwołanie do drogi, podążania nią, czy nie zbaczania ani na prawo, ani na lewo itp.
Przykład:
Ps 119, 1-8 - tłumaczenie własne dosłowne z j. oryginalnego.
Błogosławieni niewinni, którzy idą (których droga) Prawem PANA.
Błogosławiony przestrzegający przynagleń całym serca, szukając Go.
Również nie czyniący nieprawość, Jego drogą idą.
Ty nakazałeś przykazania bardzo przestrzegać.
Aby ustalona (moja) droga Twoim Prawem.
Wtedy nie zawstydzę się patrząc na wszystkie (Twoje) przykazania.
Będę wysławiać sercem. (Kiedy) Nauczysz (mnie) prawych (Twoich) sprawiedliwości.
Twoje przykazania (będę) zachowywał, abyś nie opuścił mnie, nigdy.
Ps 119, 25-33 - tłumaczenie własne dosłowne z j. oryginalnego.
Przylgnięta pyłem dusza (moja). Ożyw zgodnie z (Twoim) słowem.
Drogę (moją) wyjawiłem. Wysłuchałeś. Naucz mnie prawa Twojego.
Droga (Twoich) przykazań. Zrozumieć medytuję (Twoje) cuda.
Topi (moja) dusza się smutkiem. Podnieś zgodnie z (Twoim) słowem.
Drogę kłamstwa usuń. Mnie (Swoim) prawem (obdarz) łaską.
Drogę wiary wybrałem. Sądy (Twoje) wskazały mi ją.
Przylgnąłem do (Twojego) świadectwa, PANIE. Nie zawstydzaj mnie.
Drogą twoich poleceń biegnę, aby powiększyć (moje) serce.
Naucz PANIE (mnie) drogi (Twoich) przykazań. Strzec (będę ich) do końca.
(PAN wielkimi literami oznacza: Jahwe)

Ale tak naprawdę: to o co chodzi z tą drogą?
Dla Izraelity oznaczało to swoje postępowanie wobec Boga, przykazań, czy nakazów.

Słowa Jana, Prostujcie drogę Panu nie oznaczają niczego innego jak: nawróć się - zacznijcie przestrzegać Prawa Boga (czyt. przykazań). Ponieważ dla Izraelity nie ma innego prawa, jak przykazania zawarte w księgach napisanych przez Mojżesza.

Czy nas to prawo obowiązuje?
Tak.

Jednakże w powyższym tłumaczeniu warto uwzględnić, że serce to umysł, myśli, świadomość.
Przykłady tłumaczeń potocznych:
O: Błogosławiony przestrzegający przynagleń całym serca, szukając Go.
T: Błogosławiony ten, kto z całej siły pamięta o przykazaniach, szukając Go.

O: Będę wysławiać sercem.
T: Wielbić będę myślami. 

O: Drogą twoich poleceń biegnę, aby powiększyć (moje) serce.
T: Postępuje według Twoich poleceń, aby być mądrzejszym.

Jezus narodził się wiele lat temu, teraz pytanie: Co zrobisz na pamiątkę tego wydarzenia?
Jak wygląda twoja droga... życia?

Adwent - Tydzień I

Czy nawróciłeś się ze złej drogi?

Pan, Jezus Chrystus, nie nadchodzi. Nie przyjdzie ponownie, chyba, żeby jednych zabrać do Nieba, a innych wrzucić w ogień piekielny. Jan rzecze: Prostujcie drogę Panu.
Każdy z nas ma chyba co prostować.
Pamiątka narodzin, Naszego Zbawiciela, to jedynie zapowiedź tego, do czego został on powołany. Ale nie to, że się narodził jak każdy człowiek świadczy o wyznaczonej Mu drodze. Wyjątkowy jest fakt, że rodzi Go dziewica, z Ducha Świętego.
Ale nie pojęte jest, jak wiele, w związku z tym faktem, i jak bardzo oddalamy się od Jezusa, Jego tajemnicy, od Zbawienia.
Wszystko czym się otaczamy, przy przyszło z Nim. I nie było w nim. Jezus rodząc się nie był otoczony np. choinką.
Marność wokoło.
I choć Boga w tym nie brak, to jednak za nic to Bogu miłe, czy Jego godne.
Co komu po tym, że otoczy się symbolami, rzeczami, bez wartości, kiedy Wiary w nim brak?
Co komu po tym, że obłoży stół pyszną strawą, kiedy Nadziei w nim ani krzty?
Co komu po tym, że rodzina w około, kiedy kochać nie potrafi, przebaczyć nie umie, zazdrości co kroku?
Prostujmy drogę Panu, bogu, Jezusowi, ale nie rzeczami, ale umysłem - myślami, sercem - uczuciami. To w nas ma przyjść Jezus, jako pamiątka tego, co wydarzyło się lata temu, w jakiejś oborze, czy dole gdzie śmierdziało zwierzętami, pod nogami słoma, może gówno, i ziarno.
Prostujmy drogę Panu, aby Jezus przyszedł w nas, nie w śmierdzącej, zawalonej odchodami, ciemnej norze, ale aby ta nora, była pałacem, marmurami i służbą.

Pan Jezus na nadchodzi, bo On już to zrobił i przyszedł. Ale to okazja, aby na pamiątkę tego, poczuć się tak jakby to wszystko miało się zdarzyć, jakby Pan Jezus rodził się właśnie za kilka dni.
I Pan Jezus nie przyszedł, aby głaskać po głowach, prawić komplementy, czy sobie być.
Nasz Zbawiciel narodził się, z Maryi, aby umrzeć za nas, wszystkich. Z miłości, w miłości, dla miłości.
Nie ma większego aktu miłości, kiedy ktoś oddaje swoje życie za drugiego człowieka.

A gdzie każdy z nas w tym jest?
W samym środku.

Prostujmy drogę Panu, bo nie znamy, ani dnia, ani godziny, ani miejsca.

Amen.

czwartek, 26 listopada 2015

Dekalog - 10 przykazań - I przykazanie

Początek.
Ja jestem, Jahwe, Bóg, który wziął ciebie z ziemi Egiptu, z niewolnictwa (gdzie byłeś niewolnikiem).
(Przekład własny z języka oryginalnego - hebrajskiego)
Księga Wyjścia 20,2

Czy ktokolwiek zwrócił uwagę na trzy imiona, jakimi przedstawia się Bóg? W przekładach polskich nie da się tego odczytać, ale już tłumacząc dosłownie tak.
Dlaczego nie: Bóg twój, który, tylko Bóg, który? Odpowiedź jest prosta: elohim znaczy Bóg, a nie twój Bóg. Ponieważ dla każdego wierzącego Izraelity, ale też i dla nas, Bóg jest jeden i jedyny, nie ma innego.
Tak, w dosłownym przekładzie brakuje odniesienia do domu. Dlaczego?
Bo nie ma tego odniesienia w oryginale, choć występuje ono w przekładzie/opracowaniu Greckim, czy Łacińskim.
I tu trochę zachwieję rozumieniem powyższego zdania. Ponieważ dom, nie odnosi się do miejsca zamieszkania, czy budynków, ale do rodowodu, do przodków, do rodziny.

Pierwsze przykazanie.
Nie będzie twoim bogiem inni przed, przede Mną. Nie zrobisz przez siebie posągu, (ani) każdego obrazu, który niebo powyżej, na ziemi nisko, pod lub na wody poniżej, dla Izraela. Żaden/nie kłaniać się im, ani służyć im, bo Ja jestem, Jahwe, Bóg, który zazdrosny, nawiedzający nieprawością (z) ojców na synów na trzecim i czwartym (pokoleniu). A czynię łaskę tysiącom miłujących i przestrzegających moje przykazania.
(przekład własny, dosłowny z j. hebrajskiego)
Księga Wyjścia 20,3-6

Dla porównania:
Biblia Gdańska (1632)
Jam jest Pan Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi Egipskiej, z domu niewoli. 
Nie będziesz miał bogów innych przede mną. Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych, które są na niebie wzgórę, i które na ziemi nisko, i które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał, ani im będziesz służył; bom Ja Pan Bóg twój, Bóg zawistny w miłości, nawiedzający nieprawości ojców nad syny w trzeciem i w czwartem pokoleniu tych, którzy mię nienawidzą; A czyniący miłosierdzie nad tysiącami tych, którzy mię miłują, i strzegą przykazania mego.
Biblia Paulistów (2006)
Ja jestem PANEM, twoim Bogiem, który wyprowadził cię z ziemi egipskiej, gdzie byłeś niewolnikiem.
Nie będziesz miał innych bogów oprócz Mnie. Nie zrobisz sobie bożka. I żadnej podobiźnie, przedstawiającej to, co najwyżej na niebie, nisko na ziemi i w głębinach wód, nie będziesz oddawał czci ani nie oddasz się w niewolę. Ja jestem PANEM, twoim Bogiem, Bogiem zazdrosnym. Za grzechy, tych, którzy Mnie nienawidzą, wymierzam karę ich potomkom, nawet w trzecim i czwartym po koleniu. Tym zaś, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań, okazuję miłosierdzie do tysięcznego pokolenia. 
Najdziwniejsze jest to, że:
אלהיך (elohim) - Bóg, jest tłumaczone jako: twój Bóg.
אשר - ten wyraz jest tłumaczone podwójnie (twój/który), mimo że w tekście nie występuje on dwa razy.

Najlepiej to tłumaczy Biblia Paulistów, mimo że jest to tłumaczenie potoczne.

Co do pierwszego przykazania. Kiedy przetłumaczy się to przykazania dosłownie, pojawia się problem z על פני ponieważ ma ten zwrot wiele znaczeń: od oblicza, po obraz/obrys kogoś, po postać, aż po zwykłe "przed". I gdyby się nad tym zastanowić, to okazuje się, że wypadałoby to rozumieć jako deklarację: że nie ma być niczego ponad Boga, NICZEGO i NIKOGO. To oznacza, że żaden problem, żaden człowiek, żadna rzecz, nie ma być stawiana ponad Boga.

Bóg ma być życiem, jeśli wierzysz, kochasz Go, masz wobec Niego nadzieję.

Dekalog - 10 Przykazań - Wprowadzenie

10 Przykazań, a może raczej 10 słów (wg. hebrajskiego)?
Każdy katolik powinien mieć wybite w pamięci 10 Przykazań.
To 10 Przykazań jest wyznacznikiem dobrego rachunku sumienia, ale też i regulacją naszej relacji z Bogiem.
Ale jeśli ktoś zagłębi się w Dekalog, szybko odkryje, że to nie są puste słowa, czy zwykłe nakazy, czy przykazania, które możemy lub mamy stosować w swoim życiu.

10 słów (oryginalne tłumaczenie) to jest umowa - przymierze, ale też prawo, którym mamy oddychać i to dosłownie:
Pwt 6,4-8Słuchaj Izraelu: Jahwe, Boga, Jahwe jednego. Kochaj (miłuj/uwielbiaj) Jahwe, Boga, całym sercem, całą duszą, całą mocą. I były (te) rzeczy które ja dziś rozkazuję wam dzisiaj w (waszym) sercu. I wpoisz je swoim dzieciom (synom), i mów siedząc w (do) domu, idąc po drodze, i leżąc, i wstając. Przywiążesz je jako znak na ręce i przytwierdzone będą między (twoimi) oczami.
(tłumaczenie własne, dosłowne)

W takim miejscy trzeba sobie zadać kilka pytań: Jakie ja mam relacje z Bogiem? Czy Go kocham? Czy kocham szczerze? Czy jestem wstanie oddać życie za innego, obcego mi człowieka? Czy jestem wstanie oddać życie w imię Boga, Jego Syna Jezusa, Ducha Świętego? Czy ja przestrzegam tych przykazań, wobec siebie, i innych ludzi? Czy kieruję się tymi przykazaniami w codziennym życiu? Co te przykazania robią z moim życiem? Czy podejmuję walkę tam, gdzie jestem słaby, prosząc Boga o pomoc? Czy stwierdzam, że nie muszę walczyć, bo jestem za słaby? Czy nie walczę ze swoim grzechem i wadami, ponieważ dobrze mi z tym? Czy dziękuję Mu za to co już dla mnie uczynił? Czy zdaję sobie sprawę, że choć efektów mojej walki, czy modlitwy nie widać, to Bóg już przygotowuje wszystko, abym zwyciężył, mimo że cały efekt zobaczę dopiero za rok, albo 10 lat? Czy wierzę Bogu? Czy ja mam nadzieję wobec Boga?

O tym, o czym najczęściej zapominamy jest fakt, iż Bóg kocha każdego człowieka. Na każdego patrzy i chce powiedzieć: bardzo dobre.
Ale jeśli Bóg kocha każdego, to zgwałcona dziewczyna zapyta: Jeśli Bóg kocha każdego, to dlaczego czuję ból, dlaczego ktoś mnie skrzywdził? Gdzie był Bóg?
Kobieta, która straciła męża w wypadku samochodowym, gdzie w samochód męża uderzył inny samochód, którym jechał pijany... zapyta: Dlaczego Bóg zabrał mi męża? Dlaczego mi to zrobił, właśnie mi?

Skąd się biorę te pytania?
Ponieważ nie rozumiemy i nie "oddychamy" wiarą, nadzieją i miłością. Jest w nas egoizm. Ponieważ dla wielu obecnie ważniejszy stał się człowiek, a nie Bóg. Ponieważ rzeczywistość jaką się ktoś otacza i Zły który namawia do wchodzenia w tą rzeczywistość sprawiło, że dla danej osoby Bóg stał się dodatkiem do życia, a nie życiem.

Przykazania nie są, jak to twierdzi o. Adam Szustak OP umową, gdzie człowiek ma zobowiązać się do pierwszych 3 przykazań, a pozostałe rzeczy zrobią się same, bo Bóg za nas je wykona. To tak nie działa (takie jest moje zdanie). Dlaczego? Bo człowiek (adam), który skosztował zakazanego owocu, który został dany mu przez kobietę... otrzymał wybór.

Jednak aby to choć trochę pojąć potrzebny jest Duch Święty. Nie można zrozumieć, pojąć niczego co jest zawarte w Piśmie Świętym, bez Ducha Świętego. Jeśli nie ma między człowiekiem, a Bogiem, relacji miłosnej, wobec wiary, oplecionej nadzieją, to nie da się zrozumieć 10 Przykazań, ani innego zdania, czy fragmentu, czytając go nawet 100 razy. I można chodzić na spotkania, odbywać kursy, ale bez szczerego przyznania się przed Bogiem, jaka jest prawdziwa relacja moja z Nim, jaka jest ta moja miłość wobec Niego, czy to w pracy, czy w domu, czy myślę o Bogu, czy moją głowę zaprzątają inne błahe sprawy i problemy, sprawy Pisma będą dla mnie jedynie... pismem.

10 przykazań to nie jest chwilowa informacja, czy wiadomość. To informacja, którą trzeba wdrukować w siebie, oddychać tym, żyć tym, i żyć według tego. Nawet jeśli oznacza to wyrzeczenia, utratę pracy, czy znajomych. Bo albo jesteś z Bogiem, przy udziale Jezusa Chrystusa , albo Bóg jest dla nas jedynie dodatkiem, ozdobą na ścianie, czy w aucie. Kim jest dla mnie Bóg, Jahwe, elohim?

Trzeba mieć też pojęcie, że Mojżesz otrzymał 10 słów nie dla zabawy, ale jako pierwsze słowa i to słowa napisane placem Bożym.

wtorek, 10 listopada 2015

Katolicki Pomocnik Towarzyski... - Sławomir Zatwardnicki

Katolicki Pomocnik Towarzyski, czyli jak pojedynkować się z ateistą.
Sławomir Zatwardnicki

Bóg. Kościół. Religia.
Pytania, które mogą, a w niektórych przypadkach padają, kiedy zetkniemy się na osobę „niewierzącą”. Autor stara się jasno i przystępnie odpowiedzieć, na to z czym boryka się ateista.

Jednak muszę przyznać, że początek książki był dla mnie jak kluczenie w miejscu (kilkanaście pierwszych rozdziałów - pytań). A dosłownie, to czułem się tak, jakby chciało mi się siku, a wejście do łazienki było 4 metry przed mną, a ja drepczę poruszając się milimetr po milimetrze do tych drzwi. I nie jestem ateistą, zaznaczam. Jednak kolejne rozdziały (pytania i odpowiedzi) zmieniają ten powyższy stan z dreptaniem, na spokojne odczytywanie kolejnych stron.
Każdy rozdział - pytanie jest zakończone: tagami, oraz 3 źródłami - propozycjami do zgłębienia danej tematyki zawartej w rozdziale - pytaniu. Świadczy to o tym, że książka ta nie jest żadnym "pomocnikiem do pojedynkowania się z ateistą", ale przekonania tego "niewierzącego" do zgłębienia problemu jaki go oddalił od Boga, Jezusa, Ducha Świętego i łaski płynącej z wiary, nadziei i miłości. Przecież, jeśli ktoś ma problem ze zrozumieniem Boga, czy danego aspekty kościoła lub Biblii otrzymuje jasną drogę, do rozwiania swoich wątpliwości. Ale w książce później może nastąpić cios w twarz. Nie, nie na przebudzenie, o nie, ale następuje on, ponieważ autor stara się niezgrabnie bronić kościoła w formie takiej jakiej jest (kościół strukturalny), z delikatnym zaznaczeniem, że kościół to wierni. Mam wrażenie, jednak, że pan Sławomir nie byłby wstanie przekonać ateistę, że obecne działanie kościoła jako jednostki lokalnej jest powodem do powrotu do Boga, czy wejścia w ściany Świątyni. Końcowe zagadnienia są, moim zdaniem, lekko już na siłę tłumaczone i nie wnoszą niczego nowego, co nie zostałoby napisane wcześniej w tej książce. Także Bonus, w postaci wytłumaczenia ateizmu i rozróżnienia go… Czy „nie wierzącego” naprawdę to interesuje, jakim jest… ateistą?

Książka jest wartościowa jeśli chodzi o odniesienia do różnych prac, czy książek, które mogą skłonić osobę, która "odeszła od kościoła" do zgłębienia danego problemu jaki się pojawił, czy odpowiedzieć sobie na pytanie, które kogoś trapi.

Książka odpowiednia dla kogoś kto "wierzy", ale z jakiś powodów odszedł od kościoła, jako instytucji i z tego tytułu stwierdza, że jak jest poza kościołem, to już Bóg takiej osoby: nie widzi, nie zauważa, albo wręcz... nie kocha.

sobota, 7 listopada 2015

Wiara: bez nadziei i miłości - nie istnieje.

W poprzedniej tekście o Wierze, starałem się i mam nadzieję, udało mi się, nakreślić istnienie wiary, nawet jeśli ktoś w nic nie wierzy, to musi w to wierzyć, aby nie wierzyć - inaczej, nie istnieje.

Ale trzeba to sobie uzmysłowić, że Wiara, bez miłości i nadziei, tak jak człowiek bez duszy, nie może istnieje. Można próbować to rozdzielić, oddzielić, czy wytłumaczyć naukowo, ale nikłe szanse, że choćby napocznie się temat wiary.
Nie ma wiary - bez miłości, miłości - bez nadziei, nadziei bez wiary, wiary - bez nadziei, nadziei - bez miłości, miłości - bez wiary... (koło się zamyka).
Nie możesz powiedzieć, że wierzysz, jeśli nie znasz (prawdziwego uczucia) miłości, ale nie miłości wmawianej, cielesnej, czy chwilowego uniesienia (co miłością nie jest), ale prawdziwej, pełnej, wzajemnej miłości. Nie możesz powiedzieć, że wierzysz, jeśli nie znasz uczucia nadziei. Podobna sytuacja ma się z miłością, która istnieje wespół z wiarą i nadzieją. Nie możesz powiedzieć, że kochasz w pełni, całkowicie, jeśli nie wierzysz w to uczucie, jak i temu komuś, i nie czujesz nadziei wobec tego kogoś. Tak samo jest z nadzieją, która nie ma prawa bytu, bez miłości w sobie, czy wiary, że coś jednak, ale mimo wszystko się stanie, czy się pojawi/zjawi itp.
Pusta wiara, nie jest wiarą. Pusta miłość, nie jest miłością. Pusta nadzieja, nie jest nadzieją.
Co mam na myśli pisząc pusta?
Bez poparcia działaniem, myślami, uczuciami.
Działaniem wobec przestrzegania prawa Bożego - Dziesięć przykazań/przykazanie miłości, ale też działaniem wobec innego człowieka, jak i samego siebie.
Myślami, kierowanymi wobec Boga, dla Bogu, ku (chwale) Boga, ale też ku innemu człowiekowi.
Uczuciami, wiara, nadziei i miłości, gdzie miłość jest z nich największa, bo bez nich nie istniejesz, czy to wobec Boga, czy człowieka.
Do Rzymian (tłumaczenie, własne, dosłowne z j. oryginalnego - greckiego): Nie dla hańby/wstydu Ewangelii, siłą/mocą dla Boga jest w zbawieniu zawsze wierzący, Judejczycy, (czy) ci pierwsi i Grecy. Sprawiedliwość dla Boga w przez Niego objawiona z wiary w wierze, jak zostało napisane/zapisane, ale sprawiedliwy z wiarą/w wierze będzie żył. (Rz 1,16-17)
Do Rzymian (Biblia w tłumaczeniu Jakuba Wujka - poprawione przez mnie): A teraz sprawiedliwość Boża jest objawiona bez prawdy: oświadczona przez prawdę i proroków. A sprawiedliwość Boża przez wiarę Jezusa Chrystusa, na wszystkie i nad wszystkimi, którzy wierzą w Niego: bo rozróżnienia nie masz. Albowiem wszyscy zgrzeszyli: i otrzymali/dostąpili oni chwały Bożej.  Usprawiedliwieni darmo przez łaskę jego, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie:  Którego Bóg wystawił ubłaganiem przez wiarę we krwi jego, ku okazaniu sprawiedliwości swojej, dla odpuszczenia przeszłych grzechów, W cierpliwości Bożej, ku okazaniu sprawiedliwości jego w tym czasie: aby on był sprawiedliwy, i usprawiedliwiający tego, który jest w wierze Jezusa Chrystusa. (Rz 3,21-26)
Albo, Do Efezjan (tłumaczenie, własne, dosłowne z j. oryginalnego - greckiego):  Dla łaski jesteśmy zbawieni przez wiarę i to nie z Ciebie, (to) Boga dar nie według uczynków, aby się nimi przechwalać. To dla jest wobec czyny, stworzony w Chrystusie Jezusie na czyny dobra wobec kogo przygotowany Bogu, tak aby powinnyśmy chodzić. (Ef 2,8-10)
Apostołowie pod wpływem Ducha Świętego, próbują przekazać nic innego jak to samo, co obecnie próbuje kościół przełożyć ludziom, odnośnie wiary. Różnica jest taka, że oni mieli styczność z Jezusem, żywym, co nie zmienia faktu, że próba przekazania tajemnicy Chrystusa nie była taka prosta.
Prawdą dla mnie jest jednak fakt, że nie można mówić o wierze, jeśli nie zna się uczucia miłości, w pełni, a nawet samobójczej, lub ślepo oddanej. Osoba, która naprawdę kocha, bez ogródek jest wstanie oddać życie za tą osobę, którą kocha. Podobnie jest z wiarą w Boga. Jeśli nie kochasz Boga, Jezusa, Ducha Świętego pełnią miłości, oddaniem, a wręcz przesadnie, zaborczo, nie jesteś wstanie pojąć istoty wiary, ani nadziei. I jak napisałem powyżej, nie może to być miłość, którą się człowiek wmawia, czy chwilowe uniesienie, albo bardziej zachłyśniecie się zachwytem Boga i jego łaską.
Do Korytian (tłumaczenie, własne, dosłowne z j. oryginalnego - greckiego):
Miłość cierpliwa, miła miłość, nie gorliwa, [Miłość] nie egoistyczna/dumna/chwali się, nie nadęta, nie działa nieprzyzwoicie, nie szuka swego, nie pogarsza, nie uznaje za zło, nie cieszy się z niesprawiedliwości, pochwala ale prawdę zawsze ducha, zawsze wierzy, zawsze ma nadzieję, zawsze trwa. Miłość nigdy nie upada. Też ale proroctwa/przepowiednie, przemijają. Też języki, ustają. Też nauka/wiedza, przemija. (1Kor 13:4-8)
Słowa: zawsze wierzy, zawsze ma nadzieję. Pamiętaj jednak warto, że słowa odnośnie miłości nie tyczą się człowieka, ani człowieka do człowieka, ale Boga do człowieka. I człowiek w pewnym sensie nie jest wstanie kochać tak jak kocha Bóg, ale ma predyspozycje, aby zbliżyć się choćby nie wiele do miłości Boga.
W czym takim razie jest wiara bez miłości i nadziei?
Można by odpowiedzieć, że niczym, ale nie byłaby to całkowita prawda. Człowiek, któremu wydaje się, że wierzy, ale nie ma w nim miłości i nadziei, dosłownie wmawia sobie wiarę. Ale taki człowiek nie potrafi zrozumieć słów Jezusa, czy słów w Starym Testamencie.
Ponieważ wiara nie polega na ślepemu podążaniu Pismem Świętym, ale dotykaniu go miłością i nadzieją. Mógłbym to porównać do zachłyśnięcia się Jezusem, jak krystaliczną wodą, która nie topi, ale pozwala zrozumieć i wejść w relację z Bogiem, można by rzecz tak jak to czynił i przeżywał Jego Syn, a nasz Zbawiciel.
Dlatego, wiara musi być napędzana miłością Jezusa, przy udziale nadziei Ducha Świętego, aby wierzyć Bogu, i w Boga.
To trochę tak jak pannami, głupimi i mądrymi:
(Biblia Paulistów Mt 25:1-13)
Wówczas królestwo niebieskie będzie podobne do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było głupich a pięć rozsądnych/mądrych. Głupie wzięły lampy, ale nie zabrały ze sobą oliwy. Rozsądne/mądre wzięły lampy i oliwę w naczyniach. A gdy pan młody się opóźniał, ogarnęło je znużenie i wszystkie zasnęły. O północy zaś rozległo się wołanie: «Pan młody nadchodzi! Wyjdźcie mu na spotkanie!». Wtedy obudziły się wszystkie panny i przygotowały lampy. Głupie powiedziały do rozsądnych: «Podzielcie się z nami oliwą, bo nasze lampy gasną». Ale rozsądne odpowiedziały: «O nie, gdyż mogłoby nie starczyć i nam, i wam. Idźcie do sprzedawców i kupcie sobie». Gdy one odeszły, przybył pan młody. Te, które były przygotowane, weszły z nim na wesele i drzwi zamknięto. Później przyszły pozostałe panny i wołały: «Panie, panie, otwórz nam!». Lecz on im odpowiedział: «Zapewniam was, że was nie znam». Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.
Gdzie w powyższej przypowieści, wiara, nadzieja i miłość?
Ostatnie słowa świadczą o tym, iż nie wierząc, wespół z miłością i nadzieją, tak jak głupie panny, nie zostaniemy wpuszczeni do domu (Bożego), aby się cieszyć.
A wszystko dlatego, że: Gdybym mówił ludzkimi językami i anielskimi, a miłości bym nie miał, stałem się jako miedź brząkająca, abo cymbał brzmiący. I choć bym znał proroctwo, i widział bym wszystkie tajemnice, i wszelką naukę: i miałbym wszelką wiarę, tak iż bym góry przenosił, a miłości bym nie miał: nie istniałbym. I choć bym wszystkie majętności moje rozdał na żywność ubogich, i choćbym wydał ciało moje tak, iż bym gorzał, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże.
(Biblia w tłumaczeniu Jakuba Wujka - poprawione przez mnie - 1Kor 13,1-3)
Tak samo człowiek bez wiary jest niczym, bo wiarą się człowiek kieruje, miłość go wypełnia, nadzieja, napędza do działa. A jedno nie może istnieć bez drugiego i trzeciego.

wtorek, 3 listopada 2015

Wiara: w Bogu.

Wiara jako namacalna forma, namacalny byt, namacalna egzystencja nie istnieje. Ponieważ tak jak miłości, czy nienawiści, czy spełniania, lub umiłowania nie można zobaczyć fizycznie, a jednie skutki, czy można to jedynie odczuć/poczuć, tak samo z wiarą, nie można jej zobaczyć, ale można ją czuć, lub ujrzeć jej skutki.  

Aby zrozumieć wiarę, choć nie da się tego bez Ducha Świętego pojąć i objąć umysłem, czy słowami, ale spróbujemy zgłębić temat wiary. Oczywiście będzie to mój punkt widzenia, bez zagłębiania się w inne dzieła, czy bez opierania się na słowach mądrzejszych od mnie. Skąd się bierze wiara? Jak działa wiara? Aby odpowiedzieć na te pytania, ja i też inne, najlepszym sposobem będzie uzmysłowienie sobie, czym wiara nie jest. 
Człowiek, brak wiary w coś, w kogoś, w byt jest brakiem akceptacji danego czegoś, kogoś, czy bytu. Kiedy człowiek nie wierzy, wypycha, a wręcz potrafi zakrzywić swoje postrzeganie rzeczywistości, aby dane coś, ktoś, czy byt wyrzucić, lub po prostu wyodrębnić ze swojego człowieczeństwa, świata, egzystowania. Można by tu przytoczyć fakt, iż będąc kochanym przez kogoś, ale samemu się nie kocha - osoba, która kocha zauważa obiekt uczuć, osoba, która nie kocha, nie zauważa osoby, której nie kocha. Można by rzecz, że osoba która nie kocha, wręcz zakrzywia swoje postrzeganie rzeczywistości, aby wyprzeć, a wręcz wyrzucić ze swojej świadomości, odczuwania, czy postępowania, akceptowanie istnienia tej drugiej osoby. Podobnie jest z rzeczami, które człowiek może lub wręcz widzi, ale wypycha je ze swojej świadomości, wręcz potrafi wymazać daną formę ze swojej pamięci i z przed swoich oczu. 
Dlatego wiara, może być przedstawiana, jako jawna i świadoma akceptacja, czegoś, kogoś, czy bytu, z przyjęciem wszystkiego co wiąże się z danym czymś, kimś, czy bytem. 
Powyższa (własna) definicja, jest przypieczętowaniem wprowadzenia we własne człowieczeństwo, odczuwania, bytowania, tego, co akceptujemy w podobnym, jak nie na równym, a nawet wyższym poziomie niż człowiek w tym to co rozumiemy, i w tym co nas otacza.
Wiara zaczyna się już na samym początku Biblii, kiedy to czytamy: Geneza/początek <<tworzenia--twórca>> Bóg niebo i ziemi. Ziemia/połać terenu było chaosem i ciemnością, nad otchłanią, a Duch/Tchnienie Boga nad wodą. (Rdz 1,1-2) Dlaczego tworzenie ma taką dziwną składnię? Ponieważ jest to jedno słowo, która występuje w oryginale po Geneza (tłumaczone przez wielu tłumaczy jako: początek), zaś trzecim słowem jest Bóg. I Mojżesz, wydaje mi się, że specjalnie pisze właśnie w ten sposób, aby dane słowo odnosiło się i do Genezy/Źródła, ale też do Boga, który jest twórcą nieba i ziemi. Wiara, że człowiek nie pochodzi od zwierzęcia na drodze ewolucji, czy innych podobnych definicji, jest już faktem, który świadczy o kolejnym elemencie jaki występuje w człowieku i który jest z człowiekiem związany, nierozerwanie. Żaden człowiek nie może, nie wierzyć w nic.
Wiara istnieje w człowieku, tak jak i istnieje w nim dusza. Kiedy człowiek umiera, dusza uchodzi z ciała, ale też uchodzi z człowieka ostatnia forma wiary: świadomość istnienia, czyli że istnieje. To oznacza, że nie da się i nie można nie wierzyć w nic. Po prostu się nie da. Bo gdyby przyjąć, że znajdzie się ktoś, kto nie wierzy w nic, to znaczy, że taka osoba musiała by umrzeć, albo nie istnieć. Ponieważ już samo zaakceptowanie człowieczeństwa, bytu, osobowego (namacalnego) istnienia (ciała), jest wiarą. Akceptowanie form, które otaczają człowieka, choć może ich nie widzieć, ale odbiera ich bytowanie, istnienie, tworzy w nim wiarę, że czy to widzi, czy nie coś istnieje oprócz człowieka, a tym samym trzeba wierzyć, że to istnieje, czym skłaniamy się ku akceptacji i przyjęciu tego czegoś do swojej świadomości/otoczenia/istnienia. Ponieważ nie wiem, czy na świecie byłby wstanie żyć człowiek, który nie czuje zapachu, nie słyszy niczego, nie odczuwa dotyku, bólu, nie widzi, nie czuje smaku, czy nie ma w nim myśli.
To pokazuje, że wiara pochodzi od Boga, bo to Bóg jest sam w sobie wiarą, a jego cząstka w nas.
Gdyby spojrzeć na Pismo Święte jako całość, to trzeba by przyjąć, że każde słowo, zdanie, czy fragment lub poszczególne księgi są jasnym i namacalnym przejawem Boga. Ponieważ bez wiary w to, nie ma możliwości zrozumienia Biblii. Wiara w to, iż Pismo Święte to jawna droga od stworzenia człowieka, aż do jego wybawienia, przez Jezusa (Jeszua), kiedy to każdy otrzymał możliwość i szansę na zbawienie, czyli wejście do Raju jest wiarą samą w sobie, czyli w Boga. Ale także każde słowo, czy zdanie jest wiarą w to, iż ono zostało naprawdę wypowiedziane, a choćby najmniej istotne wydarzenie zdarzyło się naprawdę. 
Ponieważ nie można nie wierzyć w nic, tak człowiek szukając odpowiedzi, iż jest wstanie zrozumieć byty, których zrozumieć nie jest wstanie, potrafi stworzyć rzeczy, których nie rozumie, ale je stworzył, tak samo człowiek musi w coś wierzyć, bo inaczej nie istnieje, a tym samym - nie żyje.
Oczywiście człowiek, może wierzyć w siebie, w byt który go otacza, czy jaki gromadzi. Ale jest to mimo wszystko wiara. Jezus, Zbawiciel, nie raz w swoich wypowiedziach stwierdza, iż jest to drogą do nicości, w niebyt. Wiara w rzeczy, które człowiek sam tworzy, które daje mu ziemia, jest wiarą w pustkę, którą człowiek akceptuje jako byt namacalny, choć przecież pustka samo w sobie jest pusta, więc jej wcale nie ma, i ona nie istnieje, mimo że dla kogoś jest to czego nie ma, namacalne.
Jednakże, każdy człowiek, jak już napisałem powyżej, ma w sobie wiarę, tak każdy człowiek prędzej czy później zetknie się w swoim życiu z czymś, czego wytłumaczyć racjonalnie nie będzie potrafił. Dotarcie do punktu, iż musi istnieć byt, coś, co jest ponad tym wszystkim, co człowiek robi, tworzy, myśli, czy czym się otacza skłania ku temu bytowi. Nawet osoba, która uważa się za niewierzącą w Boga, wyznaje jakieś wartości i formę zasad: co dobre, a co złe. Co już samo to skłania taką osobę bliżej Boga, niż nie jednego człowieka, który wierzy, ale brak w nim drabinki wartości, czy przestrzeganiu zasad.
Przytoczyć można tutaj, czy stosownie, czy nie, zachowanie Sary i Abrahama, którzy nie do końca wierzą w słowa przybysza, mimo że czytamy, iż to jest sam Bóg. Można by roztrząsać, czy to naprawdę Bóg nawiedził Abrahama i Sarę, czy jedynie anioł posłany i Bóg przemawiający przez niego, czy nie. Ale sam fakt spełniania się słów, od Boga, pozwala Abrahamowi uwierzyć. Skutkuje to później podporządkowaniem się, aby poświęcić swojego syna w ofierze, do czego nie dochodzi w ostatecznym rozrachunku. Ale nawet Ewa, kiedy urodziła Kaina powiedziała: Kupiłam/nabyłam (Otrzymałam - wg. Biblii Tysiąclecia) mężczyznę/człowieka od Jahwe. (Rdz 4,1) Co jest jawną wiarą, że człowiek który z niej wyszedł pochodzi od Boga/Pana/Jahwe. Gdyby Ewa nie wierzyła w to co widziała (czyt. Raj, Boga), z czego ją wypędzono, razem z mężczyzną, to czy zawołałaby, używając takich, a nie innych słów?
W tym miejscu trzeba by zastanowić się, czy wierzymy w to zdanie? Czy wierzysz, że Mojżesz to napisał? Czy wierzysz, że zdarzyło się to naprawdę, co zawierają pierwsze pięć ksiąg Pisma Świętego? 
Gdyby wyprzeć się, iż początek Biblii to prozaiczne opowiadanie, innymi słowy próba wytłumaczenia istnienia człowieka, to trzeba by wyprzeć się Abrahama i Sary, ponieważ które z nich, czy który z ich synów spisał dzieje swojej rodziny? Przecież do momentu, aż Mojżesz nie otrzymuje tablic na górze Synaj, przebywając na tej górze 40 dni, bez picia i jedzenia, dzieci Izraela nie znają pisma. Synowie/potomkowie Izraela opuszczają Egipt, który jako cywilizacja rozwinięta posługiwał się hieroglifami (rysunkami/obrazkami/symboliką), który był ich pismem. A więc, przytaczając Sarę i Abrahama, trzeba dać wiarę w to co napisane, albo całkowicie to odrzucić.
Tak samo jest z Jezusem, ci błogosławieni, którzy nie widzieli, i uwierzyli. 
Ponieważ wiara w Starym Testamencie ma wymiar jednostkowy, osobowy, gdzie to Bóg decyduje o zbawieniu, uleczeniu, czy śmierci. W Starym Testamencie niejednokrotnie padają słowa, iż to jest Bóg Abrahama, czy Dawida: Wówczas Pan skierował do Izajasza słowo tej treści: Idź, by oznajmić Ezechiaszowi: Tak mówi Pan, Bóg Dawida, twego praojca... (Iz 38,4-5). Na mocy prawa, jakie Bóg/Jahwe dał Mojżeszowi, potomkowie/dzieci Izraela mają jedną słuszną drogę, która prowadzi do Boga, jego pałacu, królestwa, przebywania z Nim. Kto nie akceptuje/grzeszy, musi liczyć się z karą/zostaniem ukaranym. 
Nowy Testament i śmierć Jezusa wprowadza zmianę, bo to przez Jezusa i jedynie Niego uzyskamy zbawienie, przy pomocy Ducha Świętego, istnienie w Bogu. Wiara w to, nie jest ani prostsza, ani łatwiejsza jeśli chodzi o zbawienie. Jezus dość wyraźnie nakreślił ramy wejścia do Królestwa Bożego, dając każdemu człowiekowi możliwość oczyszczenia się. Od momentu, kiedy Nasz Zbawiciel umarł na krzyżu i zmartwychwstał, człowiek sam zaczął być odpowiedzialny za swoje zbawienie i dążenie do tegoż zbawienia. Wszystko wobec miłości Boga ku człowiekowi. Jak wcześniej to Bóg decydował o zbawieniu, tak po śmierci Jego Syna, to każdy człowiek przyjął na barki swój krzyż, aby zbawić się (z zadaniem swojego zbawienia). Zrozumienie powyższego akapitu musi wiązać się z wiarą w to co w Starym, jak i Nowym Testamencie. Ponieważ w Starym Testamencie miłą Bogu była ofiara (całopalenie, ofiara biesiadna, ofiara przebłagalna) podparta przestrzeganiem prawa Bożego, tak Jezus umierając na krzyżu stał się ofiarą wieczną (po koniec świata, stałą, nie możliwą do zmienienia), jaką człowiek wierzący ma składać Bogu, z uwzględnieniem słów Chrystusa wobec Judejczyków, wespół z tym co mówił do swoich uczniów - co jest niczym innym jak prawem Mojżeszowym, z uwzględnieniem elementów, które zostały wprowadzone (przez Mojżesza) z powodu zatwardziałości umysłu ludu, któremu przewodniczył.
To uświadamia, iż wiara, miłość, nadzieja były w człowieku od początku jego stworzenia, i będą aż po koniec świata, podobnie jak dusza. Ponieważ, nawet jeśli człowiek wyrzeka się Boga, lub twierdzi, że nie wierzy w nic, to właśnie daje świadectwo wierze, bo: wierzy w to, że nie wierzy. Tym samym, nie można nie wierzyć w nic, bo wtedy przestaje się istnieć, przestaje się żyć.
Jedynie Bóg nie wierzy, bo jest wiarą, miłością i nadzieją samą w sobie, wszystkim ponad wszystko nad wszystkim i nicość.

środa, 14 października 2015

o Miłości i Akceptacji

Może nie jesteśmy świadomi, albo nikt nam tego nie wytłumaczył, ale miłość nie bierze się z niczego. Miłość to temat rzeka, bo można o niej pisać, analizować, i lewie muśnie się ten temat.

Warto zaznaczyć, że pierwsza miłość pojawia się w momencie postania świata, kiedy to mężczyzna (człowiek) i kobieta, zostają wyrzuceni z Edenu (Raj). Bóg stworzy dla ludzi okrycie, a czy musiał? Pan (Jahwe) Bóg sporządził dla mężczyzny i jego żony odzienie ze skór i przyodział ich (Rdz 3,21). Bóg nie zostawia ludzi samych sobie, I Jahwe rzekł do niego (Kaina): Czemuś się rozgniewał, i czemu spadła twarz twoja? Czyż, jeśli dobrze postępujesz, uniesioną (masz) głowę, a jeśli nie postępujesz dobrze, grzech czeka u twych drzwi i cię kusi, a to ty nad nim panować masz? (Rdz 4,6-7). - tłumaczenie własne, w oparciu o hebrajski oryginał.
Oczywiście akty miłości i działania Boga można by przytaczać praktycznie bez końca. Ale Bóg to nie jest miłość bez wyrzeczeń, cierpienia, czy poświęcenia. Taka miłość jest pusta, a nawet mógłbym powiedzieć, że nie ma miłości bez wyrzeczeń, oddania, cierpienia, czy poświęcenia.
Bóg wysłał swojego syna na ziemie, aby wskazał ludziom właściwą drogę, jak i też Jezus (z hebr: Jeszua) miał cierpieć, zostając na stałe przybitym do krzyża, który jest niczym innym jak wieczną ofiarą na krzyżu, który zaś jest niczym innym jak ołtarzem.

Powyższy akapit jasno pokazuje magię, moc i siłę miłości. Nie ma innego uczucia, które dawałoby człowiekowi tyle energii, mocy aby robić rzeczy, których nie byłby wstanie objąć umysłem. Więcej, przecież to miłość mobilizuje nas do oddania życia za osobę, którą się kocha. Miłość i jedynie miłość. Nikt nie będzie się poświęcać wobec kogoś, jeśli tego kogoś nie darzy się choćby niewielką miłością.
Niektórzy nazywają to przyjaźnią, inni dobrą znajomością, a jeszcze inni bezinteresownością - ale tego wszystkiego nie byłoby... bez miłości.

Ale, co komu po miłości, jeśli jej nie ma w sobie?
To dość trudne, ale nie można zrozumieć miłości, poczuć jej, kiedy samemu nie kocha się tego, co we swoim wnętrzu najgorsze, oraz tego co w innych najbrzydsze.
Bez akceptacji samego siebie, nie da się zaakceptować błędów, wad innego człowieka, po prostu się nie da.
Nie jesteśmy sobie wstanie wyobrazić, jak bardzo Bóg nas kocha i całego tego brudu, który jest w nas, jeśli nie pokochamy Jego. A kochając Boga przyjmujesz Jego zasady, przykazania, nakazy. Jeśli nie przestrzegasz przykazać i prawa Bożego, ale twierdzisz, że kochasz Boga; to gdzie w tym jest miłość?

Człowiek powinien właśnie poprzez miłość wiedzieć, co w nim jest złe i starać się z tym walczyć, naprawić to, czy zmienić. Trwanie w błędnym twierdzeniu, że jestem jaki/jaka jestem i inny/inna nie będę - jest głupotą, ignorancją, pychą, jak i też egoizmem i brakiem miłości w sobie. Jeśli nie chcesz poprawiać siebie, tego co jest złe w tobie, to jak możesz mówić, że kochasz kogoś, że potrafisz kochać, lub, że wiesz: co to miłość?
Miłość wręcz sama wymusza na człowieku zmianę, aby być lepszym wobec tego, kogo się kocha, oraz zmienić to co złe w środku, aby to było dobre, albo choćby znośne.
I może to paradoksalne, ale cierpienie, wyrzeczenia, poświęcenie wobec kogoś w imię miłość to podstawa. Ponieważ człowiek, który kocha i cierpi w pewien sposób z tego powodu, wie... dlaczego i poco kocha. Osoba, która nie kocha, nie poświęci się, nie wyrzeknie się czegoś na rzecz innej osoby, bo dlaczego ma to robić? Taka osoba, nie zrozumie i nie jest wstanie pojąć, co napędza tego, który kocha. Ale najgorsze jest to, że ta osoba, która nie kocha, zrezygnuje z drogi, którą obrała, nie widząc dokładnego celu, do którego zmierza. Osoba, która kocha, nie musi widzieć celu, ona go czuje, wie, że istnieje, i czerpie radość z tego, że ku temu celowi podąża.
Dlatego też tak wielu osobą trudno jest zrozumieć Jezusa, czy Boga - zrozumieć sens Jezusa śmierci, męki, nauczania, narodzin, wydarzeń przed, aby zbawienie objęło wszystkich ludzi na ziemi.

Tak sobie myślę, że jedną z najbardziej oczywistych scen jakie warto sobie przypominać, a która mówi o miłości, jest przypowieść o Synu marnotrawnym. Ponieważ nikt chyba nie ma wątpliwości, że Ojciec, to Bóg, Syn, który odchodzi to grzesznik, a starszy syn to osoba wierząca. Jest w tej przypowieści jeszcze Jezus, ukryty pod złym przetłumaczonym słowem, ale o tym w innym poście. Ważne jest, że Bóg widząc zbliżającego się grzesznika, wybiega mu na przeciw i raduje się z jego powrotu. Ile trzeba mieć miłości, aby rzucać się na syna, który śmierci, ma szatę w gównie, a mimo to... Ojciec, ani się go nie brzydzi, ani nie odtrąca.

Miłość nie zna granic, czasu, koloru skóry, czy ułomności, jak i też nigdy się nie kończy, nie umiera, nie znika i nie nudzi.
Jeśli się kogoś kocha, to nie na 10 lat, czy rok, ale na całe życie i to 24/h, każdego dnia.

niedziela, 20 września 2015

Prenowicjat


Prenowicjat, to dla jednych okres rozeznawania: Czy ja tu się odnajduję? Czy ja tutaj pasuję? Czy mi to odpowiada?

Prawda jednak, dla mnie, jest inna. Kiedy przychodzisz do/na prenowicjat, to podejmujesz już pewną decyzję. Decyzję, która musi być podjęta nie chwilą, powódkami osobistymi, ale uczuciem popychającym do bliskości z Bogiem, Jego synem Jezusem, oraz Duchem Świętym. Że koniec z internetem jaki znasz, koniec ze znajomymi jakich masz poza klasztorem, koniec ze spotkaniami z rodziną itd.

Wstępując do zakonu, musisz mieć świadomość w głowie, że choć możesz swoją rodzinę zobaczyć na mszy, czy podczas konferencji lub głoszenia Słowa Bożego, jesteś zakonnikiem, masz na sobie habit, który zobowiązuje cię do czystości, posłuszeństwa, ubóstwa, bo na to się zdecydowałeś.

Zakon to nie jest zabawa, fajne rozmówki, czy wesołe śmiechy. To z jednej strony jarzmo na plecach, a z drugiej błogosławieństwo i łaska.

Zakon to nie jest: strzelę sobie fotkę na tle obrazu, czy na pielgrzymce i wrzucę na fejsa, bo to śmieszne. Wchodząc nawet w prenowicjat, pokazujesz swoją postawą, posłuszeństwem i wytrwałością: Zgadzam się na bycie bliżej Boga, Jego Syna, Ducha Świętego i naszej mamy Marii, o każdej porze dnia i nocy, jak i też zgadzam się żyć z braćmi, których w pewnych przypadkach nie będę darzyć zbytnią sympatią, ale to będą moi bracia. I tak jak Dominik (jeszcze wtedy nie był Świętym) kochał braci i martwił się grzesznikami, tak i każdy z nas musi dążyć do tego.

Zakon, każdy, to nie jest zabawa w grupę modlitewną, śpiewającą, czy spędzającą ze sobą czas. To z jednej strony wspólnota braci, a z drugiej obowiązki, zadania, oraz pokazywanie na zewnątrz - sobą - swoją postawą posłuszeństwo i oddanie ideom św. Dominika, przy jednoczesnym ukochaniu Trójcy Świętej i Maryi.

Istnienie w zakonie to także nauka, poznawanie siebie, walka ze sobą, naprawianie siebie, oraz rozwijanie się w wielu dziedzinach, czy zagadnieniach.

Ważne jest też posłuszeństwo na etapie prenowicjatu, gdzie słuchanie i wypełnianie wezwań powinno być obowiązkowe. Oznacza to, że kiedy obowiązuje nas szept w danych miejscach, tak powinno być. Nie powinniśmy o tym zapominać. Jeśli ktoś tego nie respektuje, powinno się taką osobę upomnieć, a nie jej wtórować, bo przecież: po co pamiętać o czymś, jak nie wiemy, czy zostanę przyjęty do zakonu.

Dominik bardzo dobrze i ładnie pokazał, że nie liczysz się ty i to, czego ty chcesz, ale to co chcą inne osoby.

Czy idąc ulicą, będąc w domu, jeszcze przed prenowicjatem zwróciłeś uwagę na to, ile osób nie wie: Po co żyje? Co robi na tej ziemi? Przyjrzałeś się dokładnie twarzą tych osób? Zadałeś sobie pytanie: Dlaczego ktoś jest smutny, albo się nie uśmiecha? Pomyślałeś, a może moje problemy są niczym, z tym co przezywa ten inny ktoś?

Wracając do pytań z początku, to czy znasz już na nie odpowiedź?
Czy ja tutaj się odnajduję?
Ale w czym? W miłości, łasce, cierpliwości? W zakonie, gdzie życie to jednak nie bajka?
Czy ja tutaj pasuję?
Do czego pasuję? Do zgromadzenia? Do służenia, pomocy, słuchania? A może, czy pasuję do modlitwy?
Czy mi to odpowiada?
Tylko co może mi nie odpowiadać? Bracia? Bóg, a może modlitwa?

Podsumowując, uważam, że prenowicjat to nie jest tak do końca rozeznawanie powołania, ale powolne wchodzenie w życie zakonne, poznawanie rąbka, ledwie muśniecie tego, czym zakon jest, czym będzie później, aż po śmierć.
Bo powołanie powinieneś czuć w sobie, jeśli Jezus naprawdę cię wzywa. I możesz mi wierzyć lub nie, ale nie ważne ile masz lat, ile minie lat po tej chwili (kiedy to czytasz), to wołanie Jezusa będzie w tobie, zawsze. I może teraz odwleczesz swoją decyzję, ale wiedz jedno, może za rok, może za trzy lata, pojawisz się w tym samym zakonie, z innymi osobami, w tym samych miejscach, na przenowcjacie. Bo jeśli Jezus naprawdę chce tobą zdziałać "małe" rzeczy dla Niego i w Jego oczach dobre, to nie ma takiej mocy, czy siły, aby mogłoby być inaczej.

(Tekst napisany w trakcie trwania pierwszej sesji prenowicjatu u Dominikanów - gdzie zostałem odrzucony - ale tekst został. Został on delikatnie poprawiony.)

sobota, 11 kwietnia 2015

Nawrócić się, Odnaleźć Boga

Jeśli trafiłeś/aś na ten blog, to znaczy, że jesteś katoliczką, albo chrześcijanką.
A to znaczy, że ty nie musisz Boga szukać, ale go odnaleźć.

Bez zbędnego biadolenia: Jeśli nie czujesz Boga w sobie, jeśli nie masz go w sobie (potoczne słowa), to nie masz co chcieć do niego wrócić. Zapomnij o tym.

Może to wydać się głupie, ale Bóg, Ten który jest, czeka na każdego.

Ewangelia wg św. Łukasza,10, 25-37:
25 A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» 26 Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» 27 On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. 28 Jezus rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył». 29 Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» 30 Jezus nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. 31 Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. 32 Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. 33 Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: 34 podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. 35 Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: "Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał". 36 Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» 37 On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»
Ewangelia wg św. Łukasza, 15,10-32:
10 Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca». 11 Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. 12 Młodszy z nich rzekł do ojca: "Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada". Podzielił więc majątek między nich. 13 Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. 14 A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. 15 Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. 16 Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. 17 Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. 18 Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; 19 już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. 20 Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. 21 A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". 22 Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! 23 Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, 24 ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić. 25 Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. 26 Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. 27 Ten mu rzekł: "Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego". 28 Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. 29 Lecz on odpowiedział ojcu: "Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. 30 Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę". 31 Lecz on mu odpowiedział: "Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. 32 A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się"». 
Księga Kapłańska, 26,44-45:
Jednakże nawet wtedy, kiedy będą w kraju nieprzyjacielskim, nie odrzucę ich i nie będę się brzydził nimi do tego stopnia, żeby ich całkowicie zniszczyć i zerwać moje przymierze z nimi, bo Ja jestem, Pan, ich Bóg. Przypomnę sobie na ich korzyść o przymierzu z ich przodkami , kiedy wyprowadzałem ich z ziemi egipskiej na oczach narodów, abym był ich Bogiem, Ja jetem Pan!.

Pierwszy fragment mówi, a raczej można go tak interpretować, że ani kapłan, ani inny człowiek nie jest ci wstanie pomów, kiedy zostaniesz "pobity" przez zło, złego. Jedynie kto może ci pomóc to Jezus.

Drugi fragment jasno pokazuje, że Bóg (bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Jezus mówiąc o ojcu, ma na myśli swojego ojca, czyli Boga) nie czeka na nikogo, ale kiedy widzi z daleka, że zbliża się syn, wybiega mu na powitanie i cieszy się powrotem swojego syna, mimo że on nie wrócił do ojca z miłości. Choć z drugiej strony, jedynie miłość do ojca musi powodować brak strachu przez nim, że ten syn do niego wraca.

Trzeci fragment raczej jasno pokazuje, że mimo że wydaje nam się, że zostajemy sami, tak naprawdę sami nie jesteśmy.

Potwierdza to moje patrzenie na wiarę, że jeśli nie masz jej w sobie, nie pomogą ci pielgrzymki, rekolekcje, grupy przy kościele, czy rozmowa z księdzem.
Sam musisz chcieć uwierzyć, poczuć Jezusa, w sobie.

Ty sam musisz uklęknąć (w pokoju lub w pustym kościele), wsłuchać się w ciszę i pomodlić się szczerze (porozmawiać z Bogiem). Ty i tylko ty, nikt inny.
Warto też wspomnieć o przyznaniu się do błędu, przyznaniu się do braku wiary.

Bóg nie odwraca się od człowieka, ale czeka na niego. A kiedy go widzi zbliżającego się, wybiega mu na powitanie, ciesząc się.