Pokuta
Spowiedź
Wielki czwartek
Wielki Piątek
Wielka Sobota
Niedziela (Zmartwychwstanie)
Gdyby patrzeć oczami Jezusa, to tak naprawdę nie ma żadnego Triduum Paschalnego, ale jest jeden... jedyny dzień:
Męki
Złożenia do grobu
Zmartwychwstanie.
Dlaczego?
Bo w czwartek wieczorem zaczyna się piątek, a więc Ostatnia Wieczerza i śmierć Jezusa rozgrywa się tego samego, jednego dnia, wg. czasu liczonego po Biblijnemu.
Ale mało kto na to patrzy.
Mało kto na to zwraca uwagę.
Ciekawe wydaje się jednak to, że mimo iż mówi się o Jezusie, czyta się o Jezusie, nawet wykonuje się gesty jak Jezus, to jednak... jakby gdzieś On się gubił w tych wszystkich obrzędach, zachowaniach, przeżyciach.
Nie masz takiego poczucie gdzieś w sobie?
Ponieważ tak naprawdę przeżywanie Wielkanocy, czy przede wszystkim śmierci Jezusa, nie ma odbywać się w kościele, ale... w tobie, w twoim wnętrzu, umyśle i sercu.
Jeśli Jezusa TY nie ukrzyżujesz w sobie, to jak chcesz się Nim cieszyć podczas Zmartwychwstania?
Tak, Zbawiciel postanie z martwych, ale nie dokona się tego w TOBIE.
A przecież to jest najważniejsze.
To jest podstawą Wielkanocy.
Innym aspektem w Wielkanocy, czy nawet Drodze krzyżowej jest fakt, iż wiele lub napomina się o Judaszu. Judaszu, który zdradził, wydał.
Ale mało kto zauważa, że gdyby spojrzeć na Piotra, to on zrobił dokładnie to samo.
Wyparł się samego Jezusa Chrystusa, Bożego Syna, Pomazańca.
Czy i on nie popełnił świętokradztwa spożywając chleb, jako ciało Jezusa, i wino, jako krew Zbawiciela?
Jezus mówi wyraźnie: Bierzcie i jedzcie (wszyscy), bierzcie i pijcie (wszyscy).
A więc Piotr też jadł, i pił. A jednak Jezus wybacza mu i stawia go na czele Apostołów.
Najważniejsze wydają się tutaj pytania Jezusa, po Zesłaniu Ducha świętego: Czy ty mnie miłujesz?
To jest kwintesencją Bożej miłości, PO CO Jezus wcielił się w ciało ludzkie, i po co umarł: z miłości, dla miłości, w miłości.
Jeśli nie podchodzi się do Triduum Paschalnego, oraz Wielkanocy jako największego i najcudowniejszego okazania przez Boga wobec ludzi, miłości, to współczuję takiej osobie. Ponieważ nie dotarła ona do punktu, w którym uświadomiła sobie, jak bardzo jest przez Boga, w Jezusie, w Duchu świętym, miłowania (otaczana miłością).
Wszystkiego najfajniejszego na Wielkanoc, i przeżywania jej wewnętrznie, a nie jedynie zewnętrznie.
Wszystkie teksty są autorstwa autora bloga.
Co oznacza, że teksty na tym blogu nie muszą być (w pewnych kwestiach) zgodne z linią, czy oficjalnymi poglądami, naukami Kościoła Katolickiego.
Licencja tekstów na blogu: CC-BY (Creative Commons - Uznanie Autorstwa)
Licencja tekstów na blogu: CC-BY (Creative Commons - Uznanie Autorstwa)
Jeśli jakikolwiek tekst lub fragment pojawi się na blogu, to jest oznaczony autorstwem, czy źródłem.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą uroczystość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą uroczystość. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 29 marca 2018
czwartek, 15 czerwca 2017
Uroczystość - Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Boże Ciało)
15.06.2017.
Im dłużej zagłębiam się w Pismo Święte, Boga, Jezusa, czy choćby tematykę w jakiś sposób związaną z religią, to coraz bardziej uświadamiam sobie swoją marność, ograniczenie i płytkość.
Może by rzec, że człowiek wierzący, to człowiek wiedzący i praktykujący religijne i przyjęte przez kościół zachowania i reguły.
Ja się z tym nie zgadzam.
Z prostego powodu, iż jest różnica między człowiekiem wiedzącym, a wierzącym.
Patrząc na siebie w zwierciadle, w odniesieniu na Boga, to co robi, jak działa, w czym działa itd. to jestem marną egzystencją, formą bez wyrazu, płaskim i płytkim czymś, co nawet nie wie po co istnieje.
Taka jest przecież prawda. Bo kiedy zadam kogokolwiek: Po co istniejesz? To jaka odpowiedź padnie?
I mam tą świadomość, że Bóg miłuje mnie takiego jakim jestem, ale patrząc na samego siebie zauważam ilość błędów jakie JA, tak JA, popełniłem wobec siebie. Ile błędów jest we mnie z powodów innych, z powodu tego świata - zliczę to?
Aby sobie to uświadomić, nie można, a wręcz zakazane jest słuchanie mądrzejszych od siebie, i nic nie robienie. Bo jeśli wiesz, że masz z czymś problem w swoim życiu, a nic z tym nie robisz, to... TY, i wyłącznie TY, ponosisz za to odpowiedzialność.
I nie twierdzę, że wszystko w każdy jest złe, czy do poprawy, ale nikt nie jest obecnie na świecie idealny. Co więcej, każdy z nas ma wady, czy błędy, które rzutują na jego zachowanie, rozumowanie, postrzeganie świata, lub interpretowanie tego świata.
Przedstawię to na przykładzie świętych, czy mistyków, lub kaznodziei:
Wielokrotnie można spotkać się z różnymi opracowaniami różnych dzieł, wykładów, kazań, wystąpień, a nawet encyklik, które nie są odniesieniem ogólnym, ale jednostkowym.
Co to znaczy?
Iż dana osoba, opisuje relację z Bogiem, czy Jezusem, w swojej, ograniczonej umysłem, uczuciowo, emocjonalnie, a nawet mentalnie, po prostu, prostacko, ludzkiej formie, wobec Boga, które tak naprawdę nikt nie widział, nikt nie jest wstanie zrozumieć, czy pojąć, lub objąć rozumem. Czy Apostołowie malowali Jezusa? Nie. Jego wizerunek, czy obraz, lub postać poznajemy z opisów osób, którym w jakiś sposób się ukazał, ale każdy może go widzieć całkiem inaczej.
Przeżywanie czegoś w taki, czy inny sposób, przez taką czy inną osobę, nie oznacza, iż ja mam podążać taką samą drogą, że to moja droga do odkrycia i poznania Boga.
Ponieważ przeżywanie Boga, czy poznawanie Jezusa, dla każdego, ale to KAŻDEGO z nas to inny wymiar, inna droga, inny format.
I nie twierdzę, że droga kogoś nie wzbogaci nikogo w wierzę, ale nie musi ona być twoją droga, a prawdopodobnie i nią nie jest. Co więcej, jakakolwiek próba pójścia cudzą drogą ku Bogu, inną niż Jezus, skończy się zwątpieniem, a nawet zarzucenie tej drogi, lub jej wypaczeniem w coś złego.
Każdy z nas jest inny. Każdy z nas opiera się o inne doświadczenia życiowe, już nie wspomnę o modlitewnych, uczuciowych, emocjonalnych.
To dowodzi, że każdy może inaczej odczuwać to co ja odczuwam tak, czy inaczej.
Czy to daje mi legitymacje do zmuszania innej osoby, aby tak samo odczuwała lub przeżywała?
Nie.
Boże Ciało, czy Uroczystość - Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa jest w tym przypadku najlepszym przykładem wmuszania osoby wierzącej w misterium, które wykracza poza pewne ramy rozumienia.
Dla mnie obecnie Uroczystość Boże Ciała, to Uroczystość w jednym sensie symboliczna, w innym naprawiająca, a jeszcze w innym duchowa.
Symboliczna - ponieważ Jezus idzie na przedzie, a ludzie, czyli i ja, idę za nim. Pasterz prowadzi swoje owce, które Go znają, znają swoje Pasterza.
Naprawiająca - bo zachodzi tutaj deklaracja wiary wobec innych, a nie tylko w izbie, gdzie jest tylko człowiek i Bóg.
Duchowa - w tym sensie, że nie idę jedynie za Pasterzem, ale samym Bogiem, Duchem Świętym, Tym, który zbawił świat, Tym, który przenika wiernych, którzy się modlą przy ołtarzach publicznie. To tak jakby Jezus był w trzech osobach (co jest oczywiste), ale jeden - Duch Święty, w człowieku, Jezus - przenikający każdego, Bóg wystawiony publicznie, przed którym się klęka (oddaje hołd i w jakiś sposób - pokłon).
Po za tym, w nawie tej uroczystości pojawiają się trzy elementy: Ciało, Krew i Ten do którego te elementy należą - Jezus, Bóg, syn Boga, w Duchu Świętym.
I nie musisz pojmować tego tak jak ja... Bo mam świadomość, że to nie jest twoja droga.
Im dłużej zagłębiam się w Pismo Święte, Boga, Jezusa, czy choćby tematykę w jakiś sposób związaną z religią, to coraz bardziej uświadamiam sobie swoją marność, ograniczenie i płytkość.
Może by rzec, że człowiek wierzący, to człowiek wiedzący i praktykujący religijne i przyjęte przez kościół zachowania i reguły.
Ja się z tym nie zgadzam.
Z prostego powodu, iż jest różnica między człowiekiem wiedzącym, a wierzącym.
Patrząc na siebie w zwierciadle, w odniesieniu na Boga, to co robi, jak działa, w czym działa itd. to jestem marną egzystencją, formą bez wyrazu, płaskim i płytkim czymś, co nawet nie wie po co istnieje.
Taka jest przecież prawda. Bo kiedy zadam kogokolwiek: Po co istniejesz? To jaka odpowiedź padnie?
I mam tą świadomość, że Bóg miłuje mnie takiego jakim jestem, ale patrząc na samego siebie zauważam ilość błędów jakie JA, tak JA, popełniłem wobec siebie. Ile błędów jest we mnie z powodów innych, z powodu tego świata - zliczę to?
Aby sobie to uświadomić, nie można, a wręcz zakazane jest słuchanie mądrzejszych od siebie, i nic nie robienie. Bo jeśli wiesz, że masz z czymś problem w swoim życiu, a nic z tym nie robisz, to... TY, i wyłącznie TY, ponosisz za to odpowiedzialność.
I nie twierdzę, że wszystko w każdy jest złe, czy do poprawy, ale nikt nie jest obecnie na świecie idealny. Co więcej, każdy z nas ma wady, czy błędy, które rzutują na jego zachowanie, rozumowanie, postrzeganie świata, lub interpretowanie tego świata.
Przedstawię to na przykładzie świętych, czy mistyków, lub kaznodziei:
Wielokrotnie można spotkać się z różnymi opracowaniami różnych dzieł, wykładów, kazań, wystąpień, a nawet encyklik, które nie są odniesieniem ogólnym, ale jednostkowym.
Co to znaczy?
Iż dana osoba, opisuje relację z Bogiem, czy Jezusem, w swojej, ograniczonej umysłem, uczuciowo, emocjonalnie, a nawet mentalnie, po prostu, prostacko, ludzkiej formie, wobec Boga, które tak naprawdę nikt nie widział, nikt nie jest wstanie zrozumieć, czy pojąć, lub objąć rozumem. Czy Apostołowie malowali Jezusa? Nie. Jego wizerunek, czy obraz, lub postać poznajemy z opisów osób, którym w jakiś sposób się ukazał, ale każdy może go widzieć całkiem inaczej.
Przeżywanie czegoś w taki, czy inny sposób, przez taką czy inną osobę, nie oznacza, iż ja mam podążać taką samą drogą, że to moja droga do odkrycia i poznania Boga.
Ponieważ przeżywanie Boga, czy poznawanie Jezusa, dla każdego, ale to KAŻDEGO z nas to inny wymiar, inna droga, inny format.
I nie twierdzę, że droga kogoś nie wzbogaci nikogo w wierzę, ale nie musi ona być twoją droga, a prawdopodobnie i nią nie jest. Co więcej, jakakolwiek próba pójścia cudzą drogą ku Bogu, inną niż Jezus, skończy się zwątpieniem, a nawet zarzucenie tej drogi, lub jej wypaczeniem w coś złego.
Każdy z nas jest inny. Każdy z nas opiera się o inne doświadczenia życiowe, już nie wspomnę o modlitewnych, uczuciowych, emocjonalnych.
To dowodzi, że każdy może inaczej odczuwać to co ja odczuwam tak, czy inaczej.
Czy to daje mi legitymacje do zmuszania innej osoby, aby tak samo odczuwała lub przeżywała?
Nie.
Boże Ciało, czy Uroczystość - Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa jest w tym przypadku najlepszym przykładem wmuszania osoby wierzącej w misterium, które wykracza poza pewne ramy rozumienia.
Dla mnie obecnie Uroczystość Boże Ciała, to Uroczystość w jednym sensie symboliczna, w innym naprawiająca, a jeszcze w innym duchowa.
Symboliczna - ponieważ Jezus idzie na przedzie, a ludzie, czyli i ja, idę za nim. Pasterz prowadzi swoje owce, które Go znają, znają swoje Pasterza.
Naprawiająca - bo zachodzi tutaj deklaracja wiary wobec innych, a nie tylko w izbie, gdzie jest tylko człowiek i Bóg.
Duchowa - w tym sensie, że nie idę jedynie za Pasterzem, ale samym Bogiem, Duchem Świętym, Tym, który zbawił świat, Tym, który przenika wiernych, którzy się modlą przy ołtarzach publicznie. To tak jakby Jezus był w trzech osobach (co jest oczywiste), ale jeden - Duch Święty, w człowieku, Jezus - przenikający każdego, Bóg wystawiony publicznie, przed którym się klęka (oddaje hołd i w jakiś sposób - pokłon).
Po za tym, w nawie tej uroczystości pojawiają się trzy elementy: Ciało, Krew i Ten do którego te elementy należą - Jezus, Bóg, syn Boga, w Duchu Świętym.
I nie musisz pojmować tego tak jak ja... Bo mam świadomość, że to nie jest twoja droga.
sobota, 15 kwietnia 2017
Wielkanoc (2017) #1 - Zmartwychwstanie
Wielkanoc, czy nawet Zmartwychwstanie jest czymś, czego nie można doświadczać cieleśnie. Boże Narodzenie jest uroczystością, którą katolicy, nie wszyscy, ale większość, odczytuje jako klimatyczne, fajne, wesołe święto. Problem w tym, że tak nie jest.
I można oczywiście, stwierdzić, iż Boże Narodzenie jest bardziej dla dzieci, a Wielkanoc bardziej dla dorosłych, to... nie jest to prawda. Oba wydarzenia powinny być duchowe, ponieważ trzeba w nie uwierzyć. I tu pojawia się pewna rozbieżność. Rozbieżność między cielesnością, a duchowością, między przyzwyczajeniem i tradycją, a wiarą, nadzieją i miłością.
Moim zdaniem, oba ta wydarzenia, kompletnie nie mają znaczenia i są bez sensu, kiedy nie przystępuje do nich z... miłością. Z miłością do Boga, do Jezusa, do Ducha świętego. Bez tej miłości, wszystko, od koszyczka, po adorację, a na Zmartwychwstaniu - jest puste, nie ma w tym Boga. Aby dobrze mnie zrozumieć, nie chodzi o to, iż w tym nie ma Boga, ale w naszym postępowaniu, w naszym rozumieniu - nie ma Boga. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że brak nam Boga, w nas, w sercu i umyśle.
Odnoszę wrażenie, że słowa zawarte w Ewangelii Jana, o tym jak Maria Magdalena odkrywa pusty grób, zawierają się w tym co napisałem powyżej. Ujrzał (Zobaczył) i uwierzył. Wiara ma tutaj wyznacznik najważniejszy, powoduje wydźwięk.
I tak myśląc nad tą wiarą, jedno z uczniów, myślę sobie o Mszy świętej. Czy z nią nie jest tak samo? Przecież to co się dzieje na ołtarzu, także dotyczy tego samego aspektu: uwierzyć. Uwierzyć, że na tym ołtarzu jest prawdziwy Jezus: Jego ciało i krew. Wierzysz? Naprawdę tak uważasz? Czy może ufasz, bo ktoś ci tak powiedział, ale czy jest tak naprawdę, to już nie twoja sprawa?
Zadaje sobie też takie, trochę dziwne, pytanie: Co pomyślał Jezus, kiedy otworzył oczy?
I tak piszę te wszystkie słowa, a nawet nie dotknąłem tematu.
Bo tak naprawdę, nie można Zmartwychwstania odbierać cieleśnie. I mam wrażenie, że nie chodzi w tym wszystkim o wspólnotę, porządki, jedzenie itd. itp.
O zwykłe, przybiegnięcie do grobu, zajrzenie do niego, zobaczenie iż chusta i materiał leżą osobno, wejść do środka, i... uwierzyć. Po prostu. Że to nastąpiło.
I albo się w to wierzy, albo... odrzuca. Innej drogi nie ma.
Co do autentyczności, to mamy dwóch świadków, a więc nie ma mowy o kłamstwie, oraz mamy dowody na ukazanie się Jezusa innym.
Jeśli nie podchodzisz do tego z miłością, z miłości, w miłości... tracisz 90% z tej uroczystości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)