Zacznijmy od tego, że wielce prawdopodobne, ale małżeństwo jako takie, czy związek małżeński to jakby nie patrzeć w pewnym sensie fikcja, wymyślona przez kościół katolicki.
Mateusz 19, 4-6 - tłumaczenie dosłowne, własne, z oryginału (greckiego): A On odpowiedział, mówiąc: Nie czytaliście, że [Ten Który] stworzył na początku mężczyzną i kobietą wykonał/ulepił ich? I powiedział: Ze względu na to, zostawi mężczyzna [tego] ojca i [tę] matkę i przylgnie/złączy/zjednoczy [się] z żoną/kobietą/ukochaną jego i są już dwoma, w ciele jednym. Tak więc, nie są dwoje ale ciałem jednym. Co więc Bóg połączył [razem] człowiek/mąż [niech] nie oddziela/odchodzi/oddala.
I jest w tych słowach pewna nieścisłość, którą trudno zauważyć.
Po pierwsze, To Pan Bóg łączy, a nie człowiek. To może dziwne, ale nie chodzi tutaj wcale o żaden związek małżeński (bo nie ma o nim kompletnie w tych zdaniach mowy), ale połączenie dwóch osób, czyli miłość. Jest to bardzo ważna i wyjątkowa wskazówka. To nie człowiek łączy dwie osoby, ani też ludzie nie łączą się sami ze sobą ze swoich powodach, ale to Pan Bóg to robi.
Ale Pan Bóg jest sprytniejszy od człowieka, ponieważ zaszczepiając duszą w człowieku, przekazał mu także wiara, nadzieję i właśnie miłość.
Idąc tym tropem rozumowania, jeśli dwoje osób się kochają, to jakby już tworzyli małżeństwo, już dochodzi do połączenia ciał. Przecież każda osoba zakochana jest wstanie powiedzieć: myślę o tej drugiej osobie, chcę być jej blisko, chcę czuć jej bliskość itp. A to nie dzieje się bo tego ktoś chce, ale bo kocha, a jeśli kocha, to miłość, a jeśli miłość... to i Pan Bóg.
Powód tego jest oczywisty, to Pan Bóg jest miłością. A jeśli mężczyzna i kobieta łączą się, to z, w, przez, czy dla miłości, to nie ma innej drogi, jak w Panu Bogu. Jeśli czyni się inaczej, to uczucie jest jedynie chwilowe, puste, bez podstaw, czy raczej nie ma fundamentów, nie opiera się na wierze, czy nadziei, oraz nie kwitnie, nie procentuje, nie rozwija się, jest ograniczone, zamknięte w pewnych ramach, wręcz zabijane.
Innymi słowy, co Bóg łączy w miłości, niech człowiek tego niech nie rozdziela, niech nie oddala kobiety. Bo się złączyli, w uczuciu. I gdyby się przyjrzeć temu, co mówią księża, czy osoby kościelne, to nie ma w ich mowie nic o... miłości. To czucie jest jakby drugorzędne, tak jakby nie potrzebne. A to ono spaja, cementuje i umacnia mężczyznę i kobietę, nie seks, nie dziecko, ale miłość.
Po drugie, towarzyszyć.
Heretycy w czasach średniowiecza, np. katarzy, czy waldensi przyjmowali inne ewangelie, które odrzucił kościół katolicki. To właśnie te ewangelie wprowadzają kompletnie odmienny obraz Jezusa, jakoby miał on żonę. Tak to herezja, wiem o tym. Ale nie to jest ważne. Ważne jest to, co sprawiło, jakie słowo, doprowadziło do tego, iż dane osoby przyjęły te teksty, oraz widziały w Marii Magdalenie żonę Jezusa?
To słowo: towarzyszka.
Towarzyszka, interpretując je w inny sposób, oznacza... żonę.
I to jest herezja, jakoby Jezus miał żonę, ale nie o to mi tutaj chodzi. Słowo towarzyszka, jako słowo, pokazuje lub tłumaczy powyższe słowa Jezusa o mężczyźnie i kobiecie. Ponieważ w tych zdaniach nie pada słowo: mąż, ale pada słowo... żona. Tym samym, kobieta jest towarzyszką mężczyzny. Oczywiście działa to też w drugą stronę, ponieważ mężczyzna towarzyszy kobiecie. Ale, że świat Pisma Świętego to świat mężczyzn, to takie stwierdzenie byłoby dla większości Żydów gorsze, od bluźnierstwa (prawdopodobnie).
Trzeba też wiedzieć o najważniejszym: Jezus mówi, nie po Grecku, ale po Aramejsku, stosując stylizację Hebrajską, czyli ze starego testamentu.
Tekst Aramejski mógłby brzmieć tak:
A On odpowiedział, mówiąc: Nie czytaliście, że [Ten Który Jest] stworzył na początku człowiekiem i kobietą ulepił ich? I powiedział: Dlatego, zostawi mężczyzna/mąż ojca i matkę i pozna/będzie obcował z żoną/kobietą jego i są już dwoma, w ciele jednym. Tak więc, nie są dwoje ale ciałem jednym. Co więc Bóg połączył [razem] człowiek/mąż/mężczyzna [niech] nie oddala.
Kiedy przeczyta się powyższe słowa, to odpowiedź na list rozwodowy zaczyna nabierać nabierać formy odpowiedzi, a nie nauki.
Bo z tego by wynikało, że Jezus mówi tutaj nie o małżeństwie, ale o seksie, czyli o tym, na czym polegało przypieczętowanie małżeństwa u Żydów. Jeśli mężczyzna deklaruje miłość do kobiety, opuszcza swoich rodziców, a więc podejmuje pewne zobowiązanie na przyszłość, obcuje z kobietą, którą wybrał na żonę, a później oddala ją. To popełnia po prostu grzech. I to tak naprawdę o to chodzi w tych słowach Jezusa. I dopiero kiedy przedstawi się taki obraz słów Jezusa Chrystusa, to kolejne zdania stają się dość proste do zrozumienia. Dlaczego oddalenie kobiety, to cudzołóstwo.
Można by to zinterpretować też tak, iż uprawiając seks z jakąkolwiek kobietą, złączyłeś się z nią w jedno, i ona jest w pewnym sensie twoją żoną, ponieważ stosunek płciowy niesie ze sobą zobowiązanie zapłodnienia, a więc stworzenia nowego życia. Opuszczając ją, lub zostawiając to tak jakby dany mężczyzna dawał tej kobiecie list rozwodowy, czyli jakoby mężczyzna potraktował tę kobietę jako nierządnice, prostytutkę. Idąc tym tropem, można to interpretować jako, że zostawiając tę kobietę, można by uznać, że grzeszy się przeciwko Bogu. Bo to Bóg cię z nią połączył.
Warto też spojrzeć też na to w ten sposób, że nie ma tu stanowiska kobiety. To mężczyzna oddala, to mężczyzna dokonuje "wyprowadzki", to mężczyzna łączy się z kobietą/żoną. Kobieta nie ma innej drogi, jak pozwolić na to. Czy ktoś to zauważył, że kobieta jest... towarzyszką mężczyzny?
Może i jest coś w tym towarzyszeniu, ale jedno jest też pewne, mężczyzna tym samym staje się towarzyszem tej kobiety, w miłości, z miłości, wobec miłości, dla miłości, którą jest Bóg.
Po trzecie, człowiek i Ewa nie byli małżeństwem i nie zawarli związku małżeńskiego.
To może dziwne i mało kto na to zwrócił uwagę, ale adam (czyt. człowiek) i Ewa nie mieli ślubu, nie byli w związku małżeńskim. Przecież w tamtym czasie nie było kapłanów, nie było prawa Mojżeszowego, nie było przepisów. W jakim sposób w takim razie kościół interpretuje słowa Jezusa, jako słowa opisujące małżeństwo?
Dlaczego Jezus nawiązuje właśnie do tych dwóch, jakby tego nie nazwać, grzeszników, bez ślubu, bez zawarcia związku małżeńskiego?
Odpowiedź jest prosta, to kościół wymyślił sobie taką interpretacje, która najbardziej mu odpowiadała. W zamyśle Boga, mężczyzna i kobieta tworzą małżeństwo, nie po przez dzieci, przywiązanie, czy stosunek. Ale po przez miłość, wiarę i nadzieję, bliskość i towarzyszenie wzajemnie, wspieranie i opiekę, dbanie i pielęgnowanie. Jeśli nie ma tego drugiego, to jak można to nazwać małżeństwem.
Po czwarte, ślub - pakt między dwoma osobami, a nie Bogiem.
Ja (imię) biorę ciebie (imię) za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.Powyższe słowa są ślubowaniem komuś: miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej. Do tego wypowiadająca te słowa osoba, prosi, można by rzecz błaga Boga o pomoc, dopomaganie w tych rzeczach, angażując Trójcę Jedyną, oraz świętych. To prośba o wsparcie, jakby tego nie nazwać, czyli... wejście tam, gdzie czegoś brakuje.
Problem w tym, że jeśli między dwoma osobami nie ma miłości, tej prawdziwej, to jak może w to wejść Bóg?
Proszenie Pana Boga o pomoc w czymś CZEGO NIE MA, to jedno, wobec proszenia Boga o wsparcie, łaskę w tym co JUŻ JEST. Przecież to dwie różne sprawy, jeśli ktoś tego nie widzi, to jest ślepy.
Mało też która osoba w kościele zdaje sobie sprawę z tego, iż ślub nie jest wiążącą umową z Bogiem, ale z innym człowiekiem. I to może być dziwne, kiedy słyszy się słowa: żona powinna trwać przy mężu, nie ważne jaki jest. Może i jest to jakiś fakt, ale przestaje nim być, kiedy ślub/umowa zostaje zerwana przez jedną ze stron.
Można zauważyć to na podstawie przymierza zawieranego przez Izraelitów i Bogiem.
Jakiekolwiek odstępstwo zrywa to przymierze, ale... Pan Bóg odnawia je. To człowiek je zrywa, czy się nie wywiązuje.
Co innego, kiedy to człowiek zawiera umowę z innym człowiekiem. Kiedy jedna ze stron nie wywiązuje się z umowy, czy przysięgi, takowa przysięga... przestaje istnieć, przestaje obowiązywać OBOJE osób.
Dlaczego więc, nie wywiązywanie się z przysięgi małżeńskiej, przez jednego z małżonków wiąże się z obowiązywaniem przysięgi?
Przykład: mąż bije żonę, co oznacza, że nie wywiązuje się ze swojej przysięgi, to dlaczego żona która odejdzie od męża uznawana jest jest za tę, która zerwała tą przysięgę? Pytanie: kto tak naprawdę zerwał ją pierwszy, mąż który pierwszy raz uderzył żonę, czy żona, która odeszła bo już nie wytrzymywała takiego życia?
Dlaczego przysięga małżeńska jest wiążąca, jeśli oboje z małżonków nie przysięgają przed Bogiem, ale proszą go o... dopomożenie w tym, co obiecują.
A tym samym, czy takowy ślub ma jakiś sens, jeśli to Bóg łączy ludzi, w miłości, a nie człowiek z jakiś tam powodów?
I chyba do tego samego wniosku doszedł papież Franciszek, jeśli Bóg jest miłością, i w związku, kobiety i mężczyzny, gdzie jedno, albo oboje byli wcześniej w związku małżeńskim, ale im się nie udało stworzyć nic trwałego, czy godnego, albo pięknego, to dlaczego miłość tych dwóch osób po przejściach ma być nazywana grzechem. Czy w takim razie, Bóg, który ich połączył w szczęśliwą parę, też jest zatem... grzechem?
No nie, bo to niemożliwe, więc... Dlaczego uważa się, że ślub jest gwarantem miłości, wiary i nadziei, między kobietą i mężczyzną, jeśli sam adam i Ewa takowego ślubu nie posiadali, już nie wspominając o zawarciu małżeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz