Wszystkie teksty są autorstwa autora bloga.
Co oznacza, że teksty na tym blogu nie muszą być (w pewnych kwestiach) zgodne z linią, czy oficjalnymi poglądami, naukami Kościoła Katolickiego.

Licencja tekstów na blogu: CC-BY (Creative Commons - Uznanie Autorstwa)
Jeśli jakikolwiek tekst lub fragment pojawi się na blogu, to jest oznaczony autorstwem, czy źródłem.

poniedziałek, 3 października 2016

Małżeństwo

Nie zamierzam tutaj przedstawiać kwestii biblijnych małżeństwa, bo jest to chyba powszechnie znane, ale swój własny punkt widzenia.

Małżeństwo dla mnie to kobieta i mężczyzna, mąż i żona, którzy łączą się w jedno (ciało), w miłości, w nadziei, i w wierze. I chodzi mi tutaj o miłość do żony/męża, w wiarę w to małżeństwo, pokładaną nadzieję w wspólne życie.

Małżeństwo rozumiem też jako fakt, iż istnieje, funkcjonuje, żyje w tym Pan Bóg.

Małżeństwem nie uznaję stagnację, lub codzienność, to małżeństwo jedynie z nazwy, ale nie z funkcjonowania.

Małżeństwo dla mnie to przekazanie sobie własnego serca drugiej osobie.
Oznacza to, że moje Ja, jest w tej drugiej osobie. I tak samo dzieje się w drugą stronę, ja tej drugiej strony jest we mnie. I nie ma już myślenia o sobie, swoich potrzebach, swoim chcę, bo moja ja jest w żonie/mężu.
Jeśli ktoś tego nie rozumie, to jego małżeństwo będzie po części puste, będzie jedynie codziennością.

Miłość w małżeństwie to nie są obowiązki. Miłością wobec żony/męża nie jest sprzątanie, gotowanie, zajmowanie się domem, czy dziećmi, albo praca. Każdy kobieta, czy mężczyzna, gdyby byli sami także robi to, czyli gotowali sobie, sprzątali, pracowali itp. A to oznacza, że do np. kobiecie do zajmowania się domem nie jest potrzebny mąż, bo czy tego chce czy nie i tak by to robiła. Tak samo z mężem, który pracuje, i pracował by nie ważne czy miałby żonę, czy nie.
Wszystko to, co wykracza po za obowiązki jest miłością w małżeństwie i do drugiego człowieka.

Dziecko nie jest owocem małżeństwa. Nie trzeba być w małżeństwie, aby mieć dziecko.

Seks nie jest małżeńską miłością. Nie trzeba być żoną, czy mężem, aby uprawienie seksu było fizycznie niemożliwe.

Małżeństwo to wzajemność, to oddanie, to miłość, wiara i nadzieja, to także zrozumienie, dbanie o swoje potrzeby, to brak egoizmu i myślenia o sobie, bo ja to chcę. To uczenie się siebie wzajemnie. To poznawanie siebie, w relacji bliższej, niż blisko.

Myślisz, że to co napisałem powyżej to utopia?
Może masz rację, bo patrząc na ludzi w około raczej trudno zobaczyć małżeństwo, które by wyglądało, albo kierowało tym co napisałem powyżej. Ale to nie jest wina tych osób.

Ja winię za to kościół katolicki, który kompletnie zapomniał, że nie tylko dzieci, ale przede wszystkim dorośli potrzebują ewangelizowania. Kościół, który przez wiele lat rządził w Europie, poprzestał jedynie na rządzeniu. A tak przecież nie wyglądał kościół, który był zakładany przez Apostołów. Oznacza to, że ponad 800 lat, praktycznie nawet do teraz nic w tym temacie się nie zmieniło. Osoby, które chcą zawrzeć związek małżeński, nie ważne na jakiej stopie, czy poziomie uczuć, w jakim sensie np. bo uprawiali seks, i okazało się, że ona go nie kocha, ale jakoś to musi być, bo dziecko musi mieć ojca.

I oczywiście, każdy niby ma wolną wolę, chyba wie co robi.
Jeśli ktoś w to wierzy, to albo nie zna życia, albo nigdy nie był w trudnej sytuacji życiowej.

I przedstawię wam jeszcze większą utopię... małżeństwa.
Mąż wraca z pracy przed żoną. Przygotowuje obiad, czy kolację (zależy która to godzina). Wie, kiedy przychodzi z pracy żona. Więc już około 10 minut przed przygotowuje kąpiel z aromatycznymi olejkami. Kiedy żona wchodzi wita ją od progu całusem, przytuleniem, i może jakimś ciepłym słowem, komplementem. Wprowadza żonę do łazienki, a sam kończy szykować obiad, czy kolację. Jedzą wspólnie, mówiąc co tam w pracy, czy o innych sprawach. Po kolacji masaż żony. A później... może coś więcej.
I nie, że tak co dziennie, ale co jakiś czas.

Jak napisałem, dla mnie, małżeństwo to poznawanie siebie.
Oznacza to, że mąż zna swoją żonę, nie całkowicie, ale do tego stopnia, że np. wie, kiedy jest ona podniecona. Wie, kiedy zmęczona, kiedy naprawdę i szczerze się uśmiecha, a kiedy to jedynie grymas. Dotyczy to także żony, która zna swojego męża. Wie, że ten dzień był ciężki dla niego w pracy. Wie też, kiedy on ma ochotę na seks. Żona takie rzeczy po prostu wie, jeśli zna swojego męża.

Dlatego, małżeństwo to nie jest myślenie o sobie, i swoich potrzebach, czy dbanie o swoje potrzeby. Małżeństwo to moja ja, w tej drugiej osobie, i w drugą stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz