Wszystkie teksty są autorstwa autora bloga.
Co oznacza, że teksty na tym blogu nie muszą być (w pewnych kwestiach) zgodne z linią, czy oficjalnymi poglądami, naukami Kościoła Katolickiego.

Licencja tekstów na blogu: CC-BY (Creative Commons - Uznanie Autorstwa)
Jeśli jakikolwiek tekst lub fragment pojawi się na blogu, to jest oznaczony autorstwem, czy źródłem.

poniedziałek, 26 września 2016

God's Not Dead (Bóg nie umarł)

Zacznę od tytułu.
Oryginalny tytuł tłumaczy się jako "Bóg nie umarł", ale słowa które temu zaprzeczają brzmią inaczej: Bóg jest martwy. Innymi słowy, prawdziwy tytuł tego film to: Bóg nie jest martwy.
Ale to jedynie szczegół ;)

Film został dodany do numeru Gościa Niedzielnego nr.39 (25 wrzesień 2016) jako dodatek do numeru i to całkiem za darmo. Kto nie widział...

Bóg nie umarł (tytuł Polski) to film z 2014 roku, opowiadający o studencie, któremu rzucone zostaje wyzwanie udowodnienia, iż filozofowie, czyli ateiści, mylą się co do Boga, iż On... nie istnieje i jest wymysłem - ma udowodnić, że tak nie jest.

I tutaj zaczyna się problem, ponieważ film nie jest ani zły, ani dobry, a na pewno daleko mu do bycia wybitnym. Zacząć trzeba od tego, iż perspektywa filmu to trzecia osoba. A więc praktycznie nie bierzemy udziału w tym filmie. Dosłownie patrzy się na ten film jak na mecz piłki nożnej. Mimo, iż kwestie, wnioski, dowody, wywody, tezy są rzeczywiste, realne, oparte o wypowiedzi prawdziwych (żyjących) osób, niejednokrotnie znanych osób, to jakoś tak to wszystko dzieje się, jakby bez większych emocji.
Może winę za to ponoszą inne wątki, które nie są nawet zamykane, ale pozostawione samemu sobie, od tak, bo co kogo to, czy tamto obchodzi. A może to wina głównego bohatera, który przyjmuje wszystko na przysłowiową klatę, bez popity i rozgrzewki.
Kwestię udowodnienia Boga, przeplatają się więc z wiadomością o raku (lewicowa reporterka), o problemach w relacjach z Bogiem (profesor), ukrywaniem swojej prawdziwej wiary (dziewczyna z rodziny muzułmańskiej), czy braku wiary? (pastor).
Gdyby jednak przyjrzeć się sensowności scenariusza, to odkryje się, że ma on pewne nieścisłości, a nawet sprzeczności. Obywatel Chińskiej Republiki Ludowej (w skrócie - Chiny) to kraj komunistyczny, w którym wiara nie jest do końca zabroniona, jeśli jest zgodna z linią partii, chyba że coś się w tym temacie zmieniło. Mam rozumieć, że chłopak który studiuje w USA i pochodzi z Chin nie ma świadomości, do czego doprowadzi ujawnienie się z tym, że zaczął wierzyć, że określa się jako chrześcijanin? Czy naprawdę, mając dostęp do gazet i globalnej informacji, nie natrafił na informacje o grupie religijnej w Chinach, która jest represjonowana (i wielce prawdopodobne, że wykorzystywana jako dawcy narządów)? Inną kwestią są sytuacje z niedziałającymi samochodami, w wątki pastora... Naprawdę trzeba być tak (brak mi dobrego określenia) ciemnym, aby jako osoba duchowna nie zrozumieć, co trzeba przez te awarie rozumieć? No i ten wątek z dziewczyną głównego bohatera, która odchodzi bo... a nasz bohater twardy jest, bo tu chodzi o Boga, idzie przez życie jakby nigdy nic się nie stało, ot przelotna miłostka trwająca kilka lat. I takich niuansów, wygładzania, braku emocji w różnych sytuacjach jest więcej. Tak jakby główny bohater był z żelaza, wszystko po nim spływa, nie ma momentu zwątpienia, pustki w sobie... nic. O pewnych sprawach, które dzieją się w świecie filmu widz dowiaduje się z... słów bohaterów, a nie ze scen w filmie, np. brak aprobaty rodziców bohatera na to, czego się postanowił podjąć.

I nie chcę nikogo zniechęcać do tego filmu, ale dla osób wierzących ten film (Bóg nie umarł) jest filmem, z którego zbyt wiele nie wyciągną. Co więcej, film ten przedstawia założenie, jakoby chrześcijanie byli gnębieni, karceni, znieważani, opluwani, prześladowani... bo wierzą w Boga, Jezusa Chrystusa. I może są osoby, które mają z tym problem, może je to uwiera, że nie są akceptowane, bo są... chrześcijanami. Ale przecież Jezus też został odrzuconych przez swoich. Czy się tym przejął? Czy Jezus wdawał się w bitwy słowne, przepychanki, zatargi, manifestował, strajkował, dochodził swoich racji? Czy to nie sam Jezus nakazał uczniom strzepywać piach z sandałów w mieście, które ich nie przyjęło?
I dlatego pojawiają się tutaj pewne kwestie sporne z tym, jak to chrześcijanom jest źle, a tym co mówił, czy przekazywał sam Jezus.
Co do ateistów, oglądających ten film, w pewnych momentach się niesamowicie wynudzą, albo odrzucą argumenty przedstawiane w tym filmie. Oczywiście, znajdą się i takie osoby, które zostaną przekonane co do słuszności tez, że Bóg nie umarł (Bóg nie jest martwy), ale... Co dalej? Tego już w filmie się nie uświadczy.

Mało też która osoba zauważy, że w filmie nie pada ani razu słowo: katolik, katolicki, czy katolicy. Co świadczy jedynie o tym, iż to film o chrześcijanach, a przede wszystkim o... protestantach.
Zrobiło się dziwne, co?
Ale przecież w filmie nie występuje ksiądz, a... pastor.
Film też jest w wielu kwestiach ugrzeczniony, wygładzony, spłaszczony pod względem emocji, czy ich przeżywania. Bo z jednej strony mamy wątki poboczne, a drugiej główny wątek fabuły, tylko w pewnym momencie nie wiadomo który wątek tak naprawdę przoduje, który jest tym wiodącym.

Film polecam obejrzeć, czy się jest ateistą, czy nie, czy się jest wierzącym, czy nie. W jednych może ten film uruchomić myślenie, w innych utwierdzić w swoich przekonaniach, a jeszcze w innych... pozostanie tak jak było, tak jak w przypadku biznesmena z filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz