Temat mógłby się nazywać tak naprawdę: Czy człowiek ma prawo stawiać się w roli Boga i decydować o śmierci, czy życiu innego człowieka?
Ale wolę jego krótszą wersję.
Temat aborcja wzbudza kontrowersje, mimo iż to temat taki sam jak inne.
I nie, to nie jest żart.
Nie rozumiem, dlaczego pewne grupy mają problem z tym tematem, nie potrafią merytorycznie rozmawiać, czy przedstawić rzeczowych dowodów, wywodów, powodów swoich tez.
I nie chodzi mi o bronienie którejś ze stron, bo jestem osobą wierzącą (jakby blog świadczył o czymś innym), ale nie patrzę na inność z perspektywy wymysłów jednej osoby np. księdza, czy bo ktoś tak sobie powiedział. Nie. Patrzę na wszystko z perspektywy słów Jezusa (Ewangelia), oraz Starego Testamentu. Jeśli ktoś robi inaczej, jego sprawa i problem.
Prawo w Polsce pozwala na wykonanie aborocji TYLKO I WYŁĄCZNIE kiedy: życie dziecka lub matki jest zagrożone, albo dziecko zostało poczęte w akcie czynu zabronionego, czyli gwałtu, albo badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Poniżej przedstawię własny punkt widzenia i swoje wnioski wobec tego tematu - ostrzegłem.
Zacznę od tego, iż każdy kraj gromadzi różne kultury, religie, czy wyznania. Prawo, które dany kraj wprowadza powinno być uniwersalne dla każdego. Tworzenie prawa wedle jednej "właściwej" grupy powoduje to, iż osoby (mieszkające w danym kraju) a będące innego wyznania, przyjmujące inną wiarę będą automatycznie klasyfikowane wedle prawa, które im np. zabrania czegoś, albo skazuje je na więzienie.
Jakby na to nie patrzeć, ale sam Jezus powiedział: Oddaj cesarzowi, to co cesarskie, a Bogu, to co Boże (por. Mat 21, 22-21).
I nikt nie ma prawa, wedle religii, zmuszać kogokolwiek do czegoś, jeśli dana osoba danej religii nie wyznaje, nie kultywuje. Wtedy z danego państwa tworzy się państwo wyznaniowe, ala ISIS.
Co do samej aborcji, to uważam, że jest to tragedia matki, ale też i samego dziecka.
I nie dlatego, że ją się wykonuje (aborcje), ale z powodu kobiety, która jest zmuszona lub decyduje się na taki zabieg/krok, oraz samego dziecka, że nie pozwolono mu, a raczej nie dano mu szans na życie, na zobaczenie tego świata (mało fajnego, ale jednak świata), zobaczenie kolorów, czy rozwijania się.
Sam zabieg aborcji to już stan, forma końcowa, ostateczna, tak jak zdrada, zabicie kogoś, czy kradzież itp. Fakt, nie do odwrócenia i nie do przerwania.
Problem polega na tym, że aborcja jest stygmatyzowana, jakoby była demonem, samym diabłem wcielonego zła. I dla jednych grup tak własnie jest, a dla innych to absurd. Problem polega tak naprawdę na tym, iż nikt (bo się jeszcze z tym nie spotkałem), ale to nikt nie przedstawia kobiecie, która decyduje się na aborcję, rzeczowych faktów o tym zabiegu, ale też nie ostrzega i to w dość dosadny sposób, że to zostawi w jej psychice ślad, podobnie jak zostawia ten ślad gwałt, molestowanie, poronienie lub śmierć bardzo bliskiej osoby. Nie da się tego zapomnieć, wyrzucić z pamięci, czy świadomości. I powinna o tym wiedzieć, każda, ale to każda kobieta. Aborcja, jej fakt, dokonanie tego zabiegu będzie przez daną kobietę pamiętana, aż do jej śmierci. Dokonanie aborcji oznacza, iż trzeba będzie z tym żyć, czy się tego chce, czy nie. Nie będzie można cofnąć czasu. Nie będzie można przeprosić. Bo kogo?
I tu jest tragedia tych kobiet (dziewczyn), że widzą one tylko jedną drogę, jedne rozwiązanie. Wina tutaj za taki stan spada na... państwo, na jego prawo, oraz na kościół, oraz wspólnoty.
Może wreszcie czas przestać mówić, iż Polska to kraj katolicki, czy chrześcijański, bo to kłamstwo. Gdyby tak było, to w Polsce nie byłoby rozwodów, aborcji, morderstw, kradzieży, czy innych przestępstw. Raj na ziemi. Ale Polska nie jest rajem na ziemi, o tym każdy Polak wie.
I aborcja wpisuje się idealnie w fakt, iż Polska jako kraj chrześcijański, katolicki (ponad 90% deklaruje takowe wyznanie), debatuje na ten temat.
I tutaj warto się przyjrzeć temu, co krzyczy każda z grup.
Ochrona życia od momentu poczęcia, do narodzenia.
Ochrona życia od momentu poczęcia do naturalnej śmierci.
Skupię się jedynie na dzieciach.
Piękne słowa i zgodne z nauczaniem kościoła katolickiego. Każdy ksiądz, kapłan, czy osoby wierzące popierają ten punkt widzenia. Zgadam się z nim, ale... JEST ON KŁAMSTWEM.
Prawdopodobnie większość zrobi wielkie oczy.
Co to znaczy, że chronimy życie, od momentu kiedy plemnik wniknie do komórki jajowej kobiety, do momentu narodzenia, czyli wyjścia na świat dziecka? W czym to dziecko potrzebuje tej ochrony? W jakim sensie chcemy je chronić?
Kościół bardzo ładnie formułuje stwierdzenie, iż trzeba chronić. Ale czy dziecko naprawdę potrzebowałoby tej ochrony, gdyby... przede wszystkim matka dziecka, ale też i dziecko miało zapewnioną ochronę przez kościół, czyli wiernych i kler? Czy matka dziecka, które wiadomo iż narodzi się zdeformowane, upośledzone, czy posiadała inne wady np. genetyczne, zdecydowała by się na zabieg aborcji, gdyby miała zapewnione wsparcie w opiece, wsparcie kościoła i wiernych np. kiedy opieka ta będzie coraz trudniejsza, kościół i wierni dadzą widoczne wsparcie w opiece nad takim dzieckiem... To naprawdę mam wierzyć, że takowa kobieta chciała by dokonać aborcji? Ktoś w to naprawdę wierzy?
Kościół, jak i też pewne grupy, czy osoby wierzące mówią tutaj o ochronie życia poczętego, ale nie byłoby tematu, gdyby te kobiety, i te dzieci NAPRAWDĘ tę ochronę otrzymały/OTRZYMYWAŁY. Dlaczego mówi się o ochronie, ale tak naprawdę ciężar za ciąże, za jej utrzymanie, za wychowanie później dziecka, za proces dorastania tego dziecka zrzucany się tak naprawdę na matkę? Gdzie tu ta ochrona? Czego/kogo chronią osoby wierzące, kościół?
Prawo do decydowania o swoim ciele i o tym co w nim jest.
To także jest KŁAMSTWO. Szatan ma w tym temacie aborcji ma używanie, że aż się chyba upija z radości.
Gdyby spojrzeć na porządek świata, to nikt, ale to nikt nie ma prawa do siebie. Nikt, ale to nikt, nawet sam Jezus podlegał swojemu Ojcu, nie ma prawa mówić, że może decydować o sobie. Gdyby tak było, świat by nie istniał. Nie miałby po co istnieć. I tak, można odrzucać Jezusa, wiarę, i iść przez życie bez ideologii. Tak, można się opierać jedynie na prawach, czy rzeczach stałych. Nie ma z tym problemu. Ale jeśli chodzi o życie, tworzenie życia, zapłodnienie, jego proces, jego fakt - jak się ono dzieje - człowiek nie ma nic do powiedzenia. Powód jest oczywisty, człowiek tego nie wymyślił. Człowiek, a tym bardziej żadna kobieta, nie przyczyniła się do procesu tworzenia pierwszego życia, pierwszego człowieka. To, że kobieta ma udział, tak jak i mężczyzna ma ten udział, w nowym życiu, nie daje jej prawa o decydowaniu o tym życiu, nawet jeśli to rzutuje na jej życie. Żaden człowiek, nie wymyślił podziału komórek, nie inicjuje swoim palce, przyciśnięciem przycisku, czy może jakimś słowem fakt zapłodnienia i rozpoczęcie podziału komórki. Jeśli człowiek tego nie wymyślił, to dlaczego kobieta ma mieć prawo decydowania o tym? Kto jej dał takowe prawo? Jeśli dana kobieta, nie uznaje tego, iż nosi człowieka w sobie, to dlaczego nie biega po lesie, jak małpy, nie uznaje się za zwierzę, ale uznaje się za człowieka (bez ubliżania)?
I w świetle takiego rozumowania trudno jest dojść, czy kobieta ma prawo decydowania o sobie i swoim ciele, czy nie. Ale prawda jest taka, że żadna kobieta nie chciała by, aby to o niej tak decydowano. Chciała by któraś, jakakolwiek kobieta... naprawdę? Czy przyjemnością dla kobiety (dziewczynki, dziewczyny) byłoby dowiedzieć się od matki: bo wiesz, jak byłam z tobą w ciąży, to chciałam cię wyciągnąć z siebie, kawałek po kawałku, bo mam prawo decydować o swoim ciele. Ale zdecydowała, że dam ci żyć. Przyjemne słowa?
Innym argumentem jest przykład: jeśli kobieta stwierdza, że będąc w ciąży ma prawo decydować o sobie i swoim ciele (mimo iż sama siebie nie stworzyła, nie nosiła w łonie, sama siebie nie urodziła), to niech weźmie nóż i się dźgnie, albo lepiej, niech weźmie niemowlę i poćwiartuje. Coś nie tak? A myślisz, że na czym polega aborcja? Myślisz, że aborcja to co innego, inna forma wyciągania dziecka z twojego ciała, czy ciała innej kobiety? Co, nikt ci tego nie powiedział (nie pokazał), jak to wygląda?
Wiele kobiet uznaje, że ma prawo do siebie, swojego życia, czy swojego ciała, mimo iż nie kupiły siebie, nie stworzyły, nie spłodziły, nie ukształtowały, nie brały czynnego udziału w tym procesie. Nikt, ale to nikt, nie ma prawa do drugiego człowieka. Nawet dwoje osób, czy rodzice, którzy uprawiają seks, nie wiedzą który plemnik wniknie w komórkę jajową, jakie geny będą dominujące itp. nikt tego nie wie, a jedynie Bóg. Kobieta nie wie czasami, że doszło do zapłodnienia, a co tu dopiero mówić o wiedzy na poziomie genetycznym, komórkowym. Aborcja to tragedia, na którą sprowadza się masę czynników, za które winny jest kościół, oraz samo społeczeństwo. I nie rozumiem, dlaczego kościół mówi o ochronie, mimo iż jej nie daje, nie wykazuje żadnego działania ochronnego. Nawet modlitwa adopcyjna dziecka poczętego nie uwzględnia dzieci już narodzonych. I tak, można się modlić o te dzieci dodatkowo, ale to powinno być także kwestią ochrony. Warto też spojrzeć, że wszystkie programy, zgromadzenia, czy fundacje itd. pro-life, które starają się działać jedynie i wyłącznie w zakresie dziecka, które jest w brzuchu matki. Kiedy dziecko się rodzi, ta sama instytucja itp. odstępuje od takowej kobiety, bo już nie potrzebuje ochrony... jej dziecko. Gdzie tu sens? To co, dziecko w brzuchu matki jest ważne, ale jak już wyszło z tego brzucha, to... sramy na to dziecko, to już problem danego państwa/rządu, a przede wszystkim kobiety? Gdzie tu postawa zgodna z tym co prezentował Jezus?
To pokazuje, jak bardzo aborcja i kłamstwa (szatan) przesłaniają ludziom wierzącym (i mniej wierzącym, czy ateistom) rzeczywisty i merytoryczny obraz sprawy. Dlaczego nikt nie otacza rzeczywistą ochroną tych kobiet, które są w ciąży i są w potrzebie? Dlaczego nikt nie deklaruje im wsparcia w trudnych chwilach? Dlaczego nie ma podjęcia się pomocy w opiece w przypadku dzieci, które urodziły się z wadami, czy upośledzeniem? Gdzie jest miłosierdzie wobec tych kobiet, które postanowiły urodzić dziecko, które będzie potrzebować całodobowej opieki? Dlaczego nie mówi się o adopcji, a oknie życia itp.? Dlaczego nie pokazuje się całego procesu aborcji, jej przebiegu kobietom, które zdecydowały się dokonać takowy zabieg? Dlaczego kościół nie edukuje kobiet w tym zakresie? W czym lub na czym opiera się ta ochrona od poczęcia do narodzenia (naturalnej śmierci), którą głosi kościół?
I tak, aborcja to tragedia, tylko kto do niej doprowadza? Dlaczego kobieta nie widzi innych rozwiązań, jak tylko... usunięcie mechanicznie z siebie dziecka?
I tutaj przychodzi mi do głowy takie słowa Jezusa z Pisma Świętego:
Jan 19, 10-11
Rzekł więc Piłat do Niego: «Nie chcesz mówić ze mną? Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzą Ciebie ukrzyżować?» Jezus odpowiedział: «Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie».
I dlatego dla mnie winą za aborcję ma ten, kto mówi o ochronie życia, ale jedynie o tej ochronie mówi, i nic w tym temacie nie czyni wobec kobiet i dziecka w rzeczywisty sposób, a nie jedynie oparty na słowach. Winą ponosi też ta osoba, która stwierdza, że ma prawo darować życie, albo skazać inną istotę żywą na śmierć. Bo żaden człowiek nie dał samu sobie życia, i żaden człowiek siebie nie stworzył, ani nie wymyślił, nawet to że jesteśmy ludźmi to na obraz Boga.
ps.
Wiem, że temat wzbudza kontrowersje, oraz nie został zbyt szeroko opisany. Ale przedstawiłem jedynie własny punkt widzenia w temacie aborcji.
Czekam na wasze zdanie na ten temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz