Im bardziej zagłębiam się w Ewangelię, konfrontując to w pewnym sensie z tym co już przeczytałem w Starym testamencie, odnoszę wrażenie, że...
Większość osób żyjących obecnie jest pusta, samotna wewnętrznie.
Świadczy o tym ilości osób korzystających z internetu. Obecnie młodzi ludzie nie korzystają z internetu jedynie w domu, ale przy pomocy telefonów, a nawet już zegarków (a za moment też internet i strony będzie można przeglądać i w lodówce, piekarniku, zmywarce, pralce, czy innym urządzeniu/przedmiotach domowym). Młodzi ludzie wręcz są pochłaniani przez portale społecznościowe, czy aplikacje społeczne. Kto nie widział jeszcze żadnej osoby idącej chodnikiem i wpatrzonej w telefon, to gratuluje.
To co ma sprawić, że człowiek przy wykorzystaniu urządzenia i internetu będzie społeczny, jeszcze bardziej go odcina (co sam robi) od społecznych relacji z (żywym) człowiekiem.
I nie chodzi o to, że internet jest zły, ale czym on stał się dla człowieka.
Internet w obecnej formie wręcz zastępuje (i stara się to robić coraz lepiej) miłość (uczucia), fizyczność (obraz z kamery, manipulacja psychologiczno-(seksualnie)-skutkowa), antypatię/sympatię (emocje), czy relacje z innym człowiekiem (kontakt jedynie wirtualny, bez poznania realnego).
Pojawia się koło zamknięte: wewnętrzna samotność pcha człowieka w internet (najprostsze rozwiązanie), internet wzmaga samotność (bo bez niego samotność staje się jeszcze gorsza), a tym samym korzystanie w internetu jest wymagane, jeśli nie chce się czuć/być samotnym.
Dało mi to do myślenia...
Bo kto inny ponosi odpowiedzialność za samotność innego człowieka, jak nie inny człowiek?
Młodzi ludzie nie potrafią wchodzić w zażyłe relacje z innym człowiekiem, bo teraz, w tych czasach robi to aplikacja, program, portal. Wystarczy jedynie kliknąć, zatwierdzić i już. Wszystko się samo robi. Potrzeba coś więcej? Po co kogoś poznawać, zagłębiać się w jego problemy, przeszłość, przecież jedynie kliknąłem? Co mnie tak naprawdę obchodzisz?
Coraz więcej młodych ludzi nie widzi sensu w wierzeniu w cokolwiek. Przecież wystarczy kliknąć i już się wierzy, a że na Facebooku, czy innym portalu, lub w innej aplikacji... jaka to różnica.
Winni są rodzice, oraz inni ludzie, ale też (a wręcz najbardziej) kościół.
Co nie bywałe, to fakt, że kościół sam ukręcił na siebie bicz w tym temacie, ponieważ prawi o wolej woli (co dla mnie jest kłamstwem), ale też nie robi kompletnie nic, aby pokazać obraz wiary w całkiem inny sposób, niż to ma się z lekcjami religii, czy mszą. Wolna wola to przekaz, że każdy ma prawo decydować o sobie sam, i jest to jedynie prawda połowiczna. I oczywiście można się przyczepić, że przecież są rekolekcje, spotkania itp. itd., ale ile osób wyciąga z nich tyle, aby wytrwać w wierze?
Bo jak patrzeć na człowieka pustego wewnętrznie, który próbuje czymś to zapełnić, kiedy dzieci w domach nie otrzymują właściwego wychowania, przekazania wartości, przekazania reguł, zasad.
I kościół to akceptuje, przyklaskuje temu... Bo co innego może zrobić? A mógłby zrobić wiele, ale widocznie taki stan rzeczy odpowiada każdej ze stron.
Dochodzę do wniosku, że winę za obecny stan rzeczy na świecie ponosi... kościół katolicki.
Nie dlatego, że pozwolił, czy nie edukował dorosłych, ale dlatego, że od momentu kiedy wiara katolicka stała się głównym wyznaniem na ziemiach imperium rzymskiego, to pewne sprawy już w tamtym czasie zostały zaniedbane, z jednoczesnym skupieniem się na rzeczach, które w pewnym sensie nie potrzebowały tak intensywnego skupienia i pracy.
A teraz widać tego efekt.
Bo kościół (chyba każdy) jest ciałem płynnym, żywym, w przeciwieństwie do monolitu, bloku ceglanego, bez emocji.
Bo jak człowieka, nie ważne w jakim wieku, może chcieć coś odnaleźć kiedy nie wie czego szukać?
A internet?
A internet... uruchamiasz przeglądarkę, wpisujesz to czego szukasz, otrzymujesz wyniki, klikasz co chcesz i już masz co chcesz. Potrzeba ci czegoś więcej? To po co się starać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz