Wszystkie teksty są autorstwa autora bloga.
Co oznacza, że teksty na tym blogu nie muszą być (w pewnych kwestiach) zgodne z linią, czy oficjalnymi poglądami, naukami Kościoła Katolickiego.

Licencja tekstów na blogu: CC-BY (Creative Commons - Uznanie Autorstwa)
Jeśli jakikolwiek tekst lub fragment pojawi się na blogu, to jest oznaczony autorstwem, czy źródłem.

środa, 14 września 2016

Samotność.

Bez zbędnego wstępu... ;)

Samotność nie jest, w absolutnym i żadnym wypadku, winą innych osób, a jedynie i wyłącznie, bezwzględnie i nieodwołanie winą (skutkiem) tej osoby, która jest samotna. Nie istnieje żadne wytłumaczenie, że dana osoba jest sama, jak tylko to, że takowa osoba sama chce być sama. Nawet jeśli ktoś wyznaje, że nie znalazł innej osoby, którą warto byłoby poznać, zaznajomić się, kochać, to świadczy to o tej osobie (samotnej), a nie o innych. Dowód jest w tym, iż dana osoba sama i wyłącznie sama nie dość że nie zbyt chciała wyjść z samotności, to jeszcze nie pozwoliła się znaleźć nikomu. Samotność nie wynika jedynie z tego, że to nie my nie znajdujemy, ale też... nie pozwalamy się znaleźć. To że gdzieś bywamy, że gdzieś chodzimy, nie oznacza, że są to miejsca lub osoby, które są same i chcą to zmienić.

Każdy, kogo dotknęła samotność wie, jak ona niszczy, degraduje, spycha w najgorsze i najbardziej ciemne odmęty duszy, ciała, życia i generuje niejednokrotnie niewytłumaczalne i dziwne zachowania.

Jedną z cech samotność jest fakt, że w wielu przypadkach wchodzi w nią szatan.
Ludzie samotni są niejednokrotnie dużo bardziej podatni na grzech, czy kuszenie, niż osoby w związkach, czy stykającymi się z innymi osobami (stykanie się nie wyklucza to jednak poczucia samotności)
I tak, jest to skrajna rzeczywistość samotności, ale dotyka każdą osobę samotną, każdą.
Osoby samotne (młode, w średnim wieku) są wstanie dopuścić się lub przystać czasami przy najbardziej grzesznych, czy obleśnych rzeczach, aby jedynie przez chwilę, czasami i dosłownie moment nie czuć tej samotności w sobie.
I to jest najgorsze w samotności.

Napisałem, że samotność niszczy, że degraduje, spycha...
Samotność fizyczna, emocjonalna, uczuciowa która otacza daną osobę, dosłownie (prędzej, czy później) zaczyna wżerać się we wnętrze tej osoby. Spadająca wartość potrzeby jest na tak niskim poziomie, że osoba samotna czasami nieświadomie zaczyna szukać choćby jakiejkolwiek pociechy, w czymkolwiek, aby nie czuć tej samotności, nawet za cenę tego, iż oznacza to grzech, czy tkwienie w grzechu, lub godzenie się na grzech, lub zgodzenie się do zgrzeszenia.

I są to przypadki skrajne, ale nikt przed tym nie ucieknie, choćby nie wiem jak starał się spotykać ze znajomymi, ile by spędzał czas w pracy. Bo zawsze trzeba wrócić do tych pustych, przytłaczających pustką ścian lub skonfrontować z mężem/żoną, której się nie kocha i nie czuje się tej miłości od drugiej osoby.

Tak, samotnym można być także kiedy ma się kontakt z inną osobą, np. mąż/żona, czy nawet członkowie rodziny lub znajomymi.
Ten problem przeważnie dotyka kobiety, choć nie jest to reguła.
Samotność w takim przedstawieniu objawia się w pustce wewnętrznej (emocjonalnej), a nie osobowej, cielesnej. Ten typ samotność wynika z tego, iż kobieta poznając mężczyznę, który okazuje im zainteresowanie, zaczynają tworzyć sobie iluzję szczęścia (ala zauroczenie, zachwyt). Wszystko jednak mija po ślubie lub dopiero po jakiś czasie (ale mija). Taka kobieta żyje z mężczyzną, którego tak naprawdę nie zna, nie kocha, a jedynie akceptuje jego obecność, to że jest i godzi się na życie z nim (choć oznacza to pustkę).

Inną formą samotności jest też udawanie, że jej nie ma, że ona nie istnieje.
I ta samotność także (choć nie jest to regułą) w większości dotyka kobiety.
Chodzi oczywiście o stworzenie sobie takiego otoczenia, takiego świata, takiego życie, iż każdy aspekt, każda osoba, każdy element, każda czynność służy jedynie jednemu: oddalenia od siebie świadomości o samotności. Kiedyś zastanawiając się nad tym, nazwałem to: efekt/forma ułożonego pokoju. Chodzi o to, iż życie danej osoby przypomina i można je porównać do umeblowanego i poukładanego pokoju, w którym wszystko ma swoje miejsce, swoją funkcję, swoje znaczenie. Innymi słowy, nie ma miejsca (czasu) w takim pokoju (życiu) na samotność.
Problem jednak polega na tym, iż kiedy taka osoba poznaję kogoś i pojawia się chęć wejścia np. w związek, to ten pokój nie znika u takiej osoby, ale... do tego pokoju zostaje dostawione np. krzesło i kilka szpargałów, które nijak do tego pokoju, jego stylu, formy nie pasują. Pytanie: Czy takowa osoba dostosuje swój pokój to tych elementów wystroju, czy może je odrzuci, bo ułożenie pokoju ważniejsze?

Osobie, która nigdy nie zetknęła się z samotnością, lub miała z nią niewielki kontakt, powyższe akapity wydadzą się śmieszne, żenujące lub po prostu wymysłami.

Pamiętać warto, że samotność nie bierze się z niczego, ma ona jakieś podłoże. I nie jednokrotnie to właśnie to podłoże spycha daną osobę jeszcze większe odmęty samotności. Jednakże każda osoba samotna daje sygnały świadczące o samotności. Czasami jest to specyficzne zachowanie, czasami dobór słów, a czasami nawet styl ubierania się.

Samotność jest wstanie przekonać kogoś do naprawdę złych rzeczy: kobietę, która na co dzień jest przedszkolanką, do rozbierania się przed kamerką ku uciesze obleśnych i napalonych facetów, młodego chłopaka do ciągłej masturbacji, męża do oglądania porno i zdjęć rozebranych kobiet w aktach płciowych, dziewczynę do jednorazowych stosunków płciowych, mężczyznę do przebierania się w damskie rzeczy (lub ubierania się jako kobieta), żonę do odwiedzania czatów internetowych i obscenicznych rozmów z obcymi osobami itp. itd.

A warto o tym wiedzieć, bo wszystko to co napisałem powyżej dzieje się, kiedy w życiu danej osoby jest totalna pustka, w którą wchodzi szatan.
Co więcej, wiele takich osób jest obok ciebie, tylko nawet o tym nie wiesz.

I tu pojawia się problem, bo samotność może zniszczyć jedno: miłość. Jedynie ona ma moc wyciągnięcia kogoś z tego... bagna (które wciąga i to dość szybko).
I można pomyśleć, że to proste rozwiązanie, że to jedynie miłość. Fakt, że miłość to miłość, ale nie zawsze osoba samotna chce wyjść z cienia. Ułożony pokój jest czasami dla takich osób lepszym wyjściem, niż miłość, kochanie, bycie kochanym. Wszystko przez to, że w samotności nie trzeba nic robić, ona jest, otacza fizycznie, psychicznie, emocjonalnie - nie trzeba nic robić, aby była.

Oczywiście, warto napisać, iż innym rozwiązaniem na samotność (cielność) jest Bóg (światło). Ale nie każdy uważa się za osobę wierzącą. Nie każdy też chce zaczynać odnawiać kontakt z Bogiem. Nie wszyscy wiedzą nawet jak ten kontakt odnowić.
Jedynie co mogę napisać, że tam gdzie jest ciemność, jedynie światłem można ją zwyciężyć, bo nawet miłość pochodzi od Pana Boga.

Jedynego nie można i nie warto robić w przypadku samotności... Przyjmować ją jako coś normalnego, naturalnego, zwykłego, bo takie jest życie. To jest kłamstwo. Bo tak jak sami chcemy być samotni, tak nikt tej samotności nie może na nas wymusić.

Każda osoba samotna jest samotna, bo tego chce, a nie bo takie jest życie, lub ono tak się ułożyło. Otacza cię samotność bo na to pozwalasz i tyle, bo chcesz aby cię otaczała... I tyle, twój wybór, nikogo innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz